środa, 11 grudnia 2013

1398. jeszcze z Polski

Pora na drugą część przywiezionych skarbów (żeby następnie można było zabrać się za inne rzeczy). Jedyny większy frezent, jaki sobie kupiłam, to literki do ciasteczek - w sklepie Tchibo. Kto by pomyślał! Byłam zupełnie nieświadoma faktu, że w sklepie Tchibo kawa to właściwie mniejszość towarów, bo nabyć tam można rozmaite kuchenne utensylia, biżuterię, ciuch jakiś nawet... i nie zapominajmy o sprawach kraftowych, mają kartony na kartki świąteczne i nieco narzędzi typu dziurkacze, pieczątki itp.

A ja właśnie literki sobie wybrałam, nawet zostały już wypróbowane - po starannym poodcinaniu ich od widocznych niżej krateczek. Trochę to trwało i w ogóle skłądanie wyrazów na ciastka jest ciut bardziej pracochłonne niż sobie wyobrażałam, ale jaka frajda! Oraz pękam sobie z dumy, kiedy zanoszę do pracy ciastka z napisem "Happy Friday" albo "Hello, I'm shortbread" i lud się dziwuje :)


Do prezentów wracając - dostałam od koleżanki piękny papier czerpany, z serii tych co to "nie wiem, jak ja je potnę, bo takie fajne".


Bardzo ładny (i pasujący znakomicie do jednej z torebek) piórniczek:


Prezent przyszłościowy - nuty! Do przećwiczenia przed zgrupowaniem i koncertem w lecie 2014... Zaczynam zbierać kaskę na letni wyjazd do PL :)


Drobiazg, który kupiłam sobie trochę niechcący - miały to być przedmiociki dla babek z pracy, ale jakoś za dużo ich przywiozłam, więc zostawiłam sobie cudny witraż z kościoła franciszkanów w Krakowie (Wyspiański - ten witraż i cała seria innych, oraz przepiękne freski na ścianach!) oraz Damę z Gronostajem - na pamiątkę oglądania jej na Wawelu ze szwagrem i jego wnukiem, zainteresowanym głównie popiersiami cesarzy i innych postaci.


Nadal jesteśmy w Krakowie - z centrum dla zwiedzających mam broszurkę o małopolskiej trasie UNESCO. Nie wiedziałam, że takowa istnieje!


A tu się owa trasa znajduje:


Co do kraftów - przygotowałam sobie specjalny gromadziennik, ale nawet dziś nie jest jeszcze uzupełniony... za to okładka fajniejsza, niż zwykle, klejona na lotnisku.


Kraft praktycznie skończony: hafcik świąteczny dla szefowej, z nitek, na podstawie których dobierała sobie kolory w domu. Teraz trzeba będzie skołować jakąś ramkę.


Hafcik po raz kolejny przekonał mnie, że - chociaż jestem zadowolona z rezultatów - wystarczy mi, że wyszyję coś raz na kilka lat :)


Hafcik powstawał w samolocie do Polski, natomiast w drodze powrotnej zrobiłam pół szalika z pięknej i mięciutkiej włóczki w kolorach malinowo-brązowych. Oznacza to, że obecnie mam dwa niedokończone szaliki - Alaskański Lodowiec oraz ten, Sorber z Owoców Leśnych.


Bo ja teraz będę nadawać szalikom nazwy.

Brak komentarzy: