środa, 11 września 2013

1367. końcówka lata?

Dość przekornie powiem, że mam nadzieję, że tak - ostatnie dni były u nas upalne i przesycone wilgocią do tego stopnia, że zamyka się szkoły, a w Chicago ponoć policja zgania pracowników z robot na zewnątrz, żeby im ta sauna nie zaszkodziła. Dziś ma jednak odbyć się burza, a od jutra - kto wie, może i sweterek jakiś trzeba będzie wyciągnąć.

Z wycieczki przyturlaliśmy się szczęśliwie w niedzielę - w poniedziałek zrobiłam ciasto z okazji tego, że byliśmy we wszystkich kontynentalnych stanach, łącznie z Alaską - zostały jedynie Hawaje :)


Wyczyn to ponoć nielichy, ale ta ostatnia wyprawa odbywała się pędem, żeby właśnie zakończyć listę. I nie dość, że program był dopakowany do granic możliwości, to jeszcze na plaży w Maryland odbywały się transakcje nieruchomościowe, bo szanowny bank, który wcześniej trzy czy cztery miesiące siedział na papierach, teraz akurat raczył był się uaktywnić, kiedy byliśmy nieobecni przez marne cztery dni robocze.

Wszystko jednak najwyraźniej kula się do przodu - z tym, że jak już będzie dzień, w którym nie będę musiała zajmować się żadnymi papierami, to ogłoszę nowe święto: Dzień Bez Formularza. I z tego powodu też będzie ciasto :)

Co zaś się tyczy opowieści wycieczkowych... to nie przebiłam się nawet jeszcze przez wszystkie zdjęcia, więc troszkę trzeba będzie poczekać. Formularze, niestety, mają pierwszeństwo, podobnie jak pranie i inne kurodomostwa. Ale mam ochotę ugotować znów coś domowego - po całym zeszłotygodniowym bylejaczeniu po przydrożnych knajpach. Nawet coś eksperymentalnego.

Brak komentarzy: