piątek, 10 maja 2013

1321. hydrozagadka, czyli winna jest wanna

Hydrozagadka miała swoje początki ponad rok temu, kiedy to Szczupła Pani z Dołu zostawiła nam na drzwiach karteluszek, iż moknie jej sufit w łazience i czy to czasem nie od nas. Mamy w mieszkaniu dwie przylegające do siebie łazienki przyczepione do jednego "pionu" - od razu w jednej z nich wycięliśmy dziurę w ścianie w szafce pod umywalką, tuż nad plamą piętro niżej (która istniała, co do tego nie ma dwóch zdań), ale wewnątrz ściany i na stropie było suchusieńko. Dzięki drewnianej konstrukcji ściany są niejako puste w środku, więc takie rzeczy można łatwo sprawdzić.

Pani sprowadziła eks-małżonka, który też obadał sprawę z podobnym wnioskiem. Na wszelki wypadek wymieniliśmy (tzn. T wymienił) woskowe pierścienie pod muszlami i poprawiliśmy kit czy też klej (koking po pongliszowemu, od caulking :) uszczelniający przy wannie i prysznicu.

Sprawa przyschła (ha ha) - Szczupła po jakimś czasie sprowadziła osiedlowego Złotą Rączkę, który też wyoglądał wszystko, nic nie znalazł, wywiercił nawet dziurę w jej suficie, pooglądał jakąś sondą - sucho. Zalepił dziurę, zamalował, nastał spokój. (Do Złotej Rączki mamy jednak ograniczone zaufanie po tym, jak przez kilka miesięcy naprawiał drzwi wejściowe do naszego budynku i po każdej rundzie były nadal popsute, tylko inaczej niż przedtem.)

Pani z Dołu jest niebywale cierpliwa; dopiero niedawno znów dostaliśmy karteczkę, że jej sufit moknie (i że odpadła łata, jaką w suficie zainstalował był Złota Rączka Osiedlowa) - znów sprawdziliśmy wszystko, znów zmieniliśmy woski i miał też przybyć przedstawiciel Zjednoczenia, czyli biura opiekującego się osiedlem, żeby popatrzeć, czy to nie jakiś problem z dachem, który nas sprytnie omija i ujawnia się dopiero piętro niżej. Zanim jednak człowiek się zjawił, brałam sobie prysznic w zeszły czwartek, po czym rozległo się pukanie - Szczupła melduje, że kapie! A nigdy wcześniej nie kapało, tylko mokło sobie powolusieńku i enigmatycznie.

Przez tydzień korzystałam z łazienki T i P, a w międzyczasie szukaliśmy hydraulika. (Tu notka dla uczących się angielskiego - hydraulik to nie hydraulic, choć tak wyraz też istnieje, tylko plumber, zdaje się, że od łacińskiej nazwy ołowiu :) Wczoraj zjawiło się dwóch gości (wszak co dwie głowy to nie jedna) i zaczęli badać. Przez tydzień było sucho, żadne kapanie się nie objawiło, więc obstawialiśmy, że winna jest wanna.

Testy przeprowadzono rozmaite: lanie wody na cały regulator z kranu w wannie oraz z prysznica nad wanną; nalanie masy wody do wanny, żeby woda uciekała przez odpływ bezpieczeństwa; drugi prysznic; umywalki; spuszczanie wody w obu ubikacjach; zalaliśmy nawet celowo podłogę w łazience - choć normalnie nigdy się tam nic nie przelewa - ale sprawdzić trzeba.

Hydraulik Marcin rozgrzebał dziurę w suficie Szczupłej, wsadzał rękę aż po pachę, świecił, patrzył, macał - SUCHO.

Konsylium stwierdziło na koniec, że trzeba po prostu używać dalej i czekać aż zacznie moknąć. To i wlazłam dziś w prysznic o 6:30, bośmy się tak ze Szczupłą umówiły... i ledwie zdążyłam się z powrotem odziać, rozległo się pukanie. KAPIE!!!

W normalnych warunkach nie byłaby to wcale dobra wiadomość, ale my obie poczułyśmy się, jakbyśmy namierzyły po długim śledztwie jakiegoś złoczyńcę. Jest postęp! Przy następnej wizycie hydraulików wskakuję do wanny i biorę prysznic (akhem, pod osłoną prywatności), a oni będą czekać na dole i patrzeć, gdzie konkretnie pojawiają się kropelki.

Skubana wanna. Wygląda na to, że nawet napełnienie jej wodą nie wywołuje tajemniczego zjawiska, które pojawia się dopiero, gdy jestem wewnątrz i się ruszam - może coś się tam naciska i powstaje szpara? Może jakieś wibracje? Cieszę się w każdym razie, że zaistniała nadzieja na popchnięcie sprawy do przodu.

Źródło

Brak komentarzy: