Drugi most (pierwszy był w Sanilac, przy petroglifach) znaleźliśmy w Port Huron, gdzie woda z jeziora Huron ścieśnia się w rzekę St. Clair. Planowaliśmy z początku, że przeprawimy się przez Blue Water Bridge do Kanady (doradzali to zresztą napotkani na poprzednim przystanku państwo z pieskami - w mieście Sarnia Kanadyjczycy mają świetne restauracje... hm, mogłoby się jednak okazać, że kolacja w takiej knajpie połknie pół budżetu naszej wycieczki :)
Dowiedzieliśmy się też, że za przejazd mostem się płaci no i postraszyła nas nieco kwestia przejścia granicznego - co prawda przy Niagarze celnik nawet nie otwierał naszych paszportów, ale za to w Manitobie wiercił pytaniami bez końca. Na 99% przejazd jest tu zupełnie bezbolesny, ale mimo wszystko szkoda czasu, gdybyśmy mieli utknąć w jakimś brzydkim korku. Takoż i zajechaliśmy POD most, na nadrzeczny bulwar.
Dowiedzieliśmy się też, że za przejazd mostem się płaci no i postraszyła nas nieco kwestia przejścia granicznego - co prawda przy Niagarze celnik nawet nie otwierał naszych paszportów, ale za to w Manitobie wiercił pytaniami bez końca. Na 99% przejazd jest tu zupełnie bezbolesny, ale mimo wszystko szkoda czasu, gdybyśmy mieli utknąć w jakimś brzydkim korku. Takoż i zajechaliśmy POD most, na nadrzeczny bulwar.
Struktura absolutnie mnie zachwyciła; składa się z dwóch równoległych mostów, jednego z roku 1938, drugiego nowego, z 1997. Śliczne są te wszystkie krateczki, wsparcia, przęsła... a nam serce roście, bo naczelnym inżynierem przy budowie starszego mostu był ni mniej, ni więcej, tylko Ralph Modjeski, syn Heleny Modrzejewskiej, urodzony w Bochni! (T pęka w tym momencie z dumy, bo sam spędził w tym mieście spory kęs dzieciństwa, tylko trochę później.)
Źródło |
Ralph Modjeski był zresztą zamieszany w wiele innych mostów (ponad 40 na rzekach Ameryki), dostał sporo nagród, doktoraty honoris causa i znany był jako światowej sławy spec od budowy mostów i linii kolejowych. Wychował przy tym następne pokolenie konstruktorów - jego uczeń Joseph B. Strauss zaprojektował słynny Złoty Most w San Francisco.
Źródło |
W okolicy Blue Water Bridge przeplata się wiele wątków amerykańskiej historii - poczynając od pomnika i małego muzeum Tomasza Edisona, który spędził tu dzieciństwo i pracował przy stacji kolejowej (właśnie w jej budynku teraz mieści się wspomniane muzeum).
Tędy przechodził też jeden ze szlaków Podziemnej Kolei z czasów wojny secesyjnej - Underground Railway pomagała zbiegłym z Południa niewolnikom przedostać się na północ i do Kanady, do wolności.
Tędy, przez Port Huron, przybywali też emigranci z Europy - nie w takich ilościach, rzecz jasna, jak przez nowojorską Ellis Island, ale też nie było ich mało. A gdyby grzebnąć głębiej, to znajdzie się też ślady osad indiańskich sprzed przybycia Białego Człowieka. Wczoraj wspominałam też o Forcie Gratiot - to niemal to samo miejsce, można w kilka minut dojść na nogach.
Spędziliśmy tam niemało czasu - bo za kawałek jest też latarnia na statku, a jeszcze park, a jeszcze stary most kolejowy teraz na stałe podniesiony niemal do pionu...
Port Huron nam się podoba.