Tardżarka hula jak złoto, rosną w zastraszającym tempie góry papierowego siana i wnet by nas przywaliły, więc pakujemy je z kolei do ogromniastych pudeł po biurkach - ogranicza nas to, że śmieciara recyklingowa odbiera papierzyska tylko raz na tydzień i tylko pojemnik, na który jesteśmy zapisani w kontrakcie. Siana starczy już w tej chwili na kilka tygodni, a czeka jeszcze z tuzin pudeł do przemielenia. Część produktu przewożę w worach do schroniska dla zwierząt, gdzie zbierają makulaturę (mieloną również), sprzedają ją i mają fundusze na opiekę nad rezydentami. Moje autko też jednak ma ograniczoną pojemność, podobnie zresztą jak kontener przy schronisku.
Trzeba będzie chyba nieco zwolnić tempo... albo nawiązać kontakt z fabryką szkła, mieliby w co pakować swoje wyroby przez kwartał :)
Przy okazji przywala mnie też lista rzeczy do zrobienia - zaopuściłam się nieco ostatnio przez Pana Mikroskopa oraz zwyczajne wiosenne lenistwo. Sporządziłam jednak listę i mam mocne postanowienie, że w weekend przekopię się przez jej sporą część. Tak będzie.
Przytrzaskuje mnie też ostatnio to, że gdzie wbiję wyimaginowany widelec, wszędzie jest coś ciekawego: przy tłumaczeniu zaczynam rozgryzać jakieś pojęcie i łańcuszek prowadzi mnie wnet na manowce (bardzo interesujące manowce, nie ma co do tego dwóch zdań); T przyniesie jakąś ciekawostkę i jest rozkminka; w kościółku jednym albo drugim ktoś coś powie ciekawego i już się zaczyna szperanie, guglanie, niekończące się klikanie na linki. No i może mądrzeję przy tym ciut - ale w żaden praktyczny sposób nie przyczynia się to do skrócenia listy rzeczy do wykonania. A, i jeszcze koniecznie chciałoby się te wszystkie odkrycia zapisywać, żeby nie umknęły. Ech! A dzień nie jest z gumy, wszyscy wiedzą. W przeciwieństwie do internetu, który zdaje się nie mieć granic ani przy szukaniu informacji, ani w kwestii produkowania nowych danych, na przykład niniejszego posta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz