środa, 16 stycznia 2013

1265. różowo

Jedna karteluszka dzisiaj, inna, niż zwykle, bo wyzwaniem było wykorzystanie ścinków ze stołu, którymi coraz mocniej interesował się kot. Do tego guziczki, przedostatnie skraklowane serduszko - i tak zaczęłam dziś dzień. A przynajmniej tak chciałabym myśleć...



...bo tak naprawdę pierwszą czynnością było sprzątnięcię skutków kocich kłopotów żołądkowych, o piątej trzydzieści, czy jakoś tak. A skoro się już wstało, to się zrobiło pranie, gary umyło, posklejało kartkę. Aha, i jeszcze wypuściło na pikasę kompletne albumy o orłach z zeszłego weekendu i o Instytucie Orientalnym z listopada. Z niektórymi zdjęciami jestem blisko dwa lata do tyłu, ale się nie poddaję, czuję na sobie przymus kronikowania. Bo jak te fotki przejdą na dyski archiwalne, to prawdopodobnie już ich nie zobaczę (bo, przyznajmy się: kto tak naprawdę zagląda do zdjęć na cedeczkach? Pamiętając na dodatek dokładnie, co przedstawiają?)

2 komentarze:

Ev (ZielonaKrówka) pisze...

Podziwiam to Twoje kronikowanie :) Zawsze mi się marzyło coś takiego, ale nie umiem wymyślić zadowalającego systemu ;)
Karteczka śliczna! Ładne kolorki :)

coco.nut pisze...

śliczna karteczka!!!


i bardzo blisko byłaś z tymi językami!!! z tym, że hiszpański na razie tylko w planach, jak moje chłopaki nieco podrosną ;) podobno rodzice nastolatków mają więcej czasu dla siebie...