piątek, 18 stycznia 2013

1266. misje

O jednej misji napisałyśmy właśnie wczoraj z Mrouh na Craftypantkach - po trzech latach zabawy śmieciami i recyklingiem/upcyklingiem pod różnymi szyldami - na własnych blogach, w Imaginarium i Craftypantkach właśnie - postanowiłyśmy zamknąć ten interes, albo przynajmniej przymknąć na jakiś czas i ewentualnie odrodzić go w innym wydaniu. Nie żeby nam się śmieci w domu skończyły... ale pora może się przenieść na inną półkę :)

Nie oznacza to, rzecz jasna, końca naszej międzykontynentalnej znajomości oraz związanych z nią tradycji. Jedna z owych tradycji to wymiana przydasiowa - i w ten sposób sprytnie nawiązuję do poniższej kartki, w której tło to właśnie papier otrzymany od Mrouh, połączony z kraklowym ptakiem. Mniejsze ptactwo jakoś łatwiej jest wmontować w kartkę.


A złoty papier namalowałam sobie sama, akrylówką na białym kartonie - ma taką fajną, trochę matową fakturę i jak się dobrze popatrzy, to widać nawet ślady pędzla.

Misja druga - niekończąca się - czyli przygoda kuchenna. W środę ugotowałam najostrzejszą w życiu potrawę, do tego stopnia, że obawiałam się, czy w ogóle będzie to jadalne :)


Przepis na chili zawiera szaloną ilość przypraw - na czele z ćwiartką filiżanki chili powder. Następnym razem dam go jednak trochę mniej, bo mój proszek zakupiłam w dziale indyjskim i istnieje teoria, że ta wersja jest bardziej paląca od standardowej, amerykańskiej. Au! Na drugim końcu przepisu nie dałam już ostrego sosu, bo i tak konsumpcja tej mikstury wywołuje pot na twarzy.

Ale za to ma działanie leczniczo-przetykające - T i P połknęli wczoraj po solidnej porcji i ponoć im pomogło w zwalczaniu przeziębień. No i okazuje się, że schłodzenie przez noc w lodówce też powoduje obniżenie poziomu ostrości, jak również dodanie tartego sera i grzanek. Przepis dołączam niniejszym do naszego domowego jadłospisu. A w następnej kolejności będzie chyba zupa serowa, mocno kaloryczna, ale też dobra na przeziębione dni.

Brak komentarzy: