wtorek, 15 stycznia 2013

1264. skrzyżowanie

Jak już wspominałam, bywam ostatnio w Starbucksie i zdumiewam się tam wielorakością ludzkich ścieżek. Od dawna lubię się gapić na ludzi - choćby na lotniskach, a im bardziej egzotyczny port, tym lepiej, ciekawsze typy ludzkie się zdybie, odzienie bardziej niecodzienne. Na lotnisku większość ludzi jest jednak przelotem, jak sama nazwa wskazuje, nie jest to miejsce przeznaczenia.

A w kawiarni - inaczej. Przysiadają ludzie przy stolikach w złocistej szklanej klatce (bo okna duże, a meble z jasnego, ciepłego drewna) i są tam raczej celowo, nawet jeśli na tylko na chwilę. Spotykają się - i dość łatwo można dostrzec, kto nie mógł się spotkania doczekać, a kto tak naprawdę wolałby być gdzieś indziej.

Albo też spotykają się ze świętym spokojem, czyli właśnie na wycinek czasu, gdzie nikt nie będzie im zawracał głowy i posiedzą sobie nad laptopem czy inną tabliczką, albo nad papierem.

Na tym kawiarnianym skrzyżowaniu zasiadła w zeszłą sobotę tuż obok mnie ruda, krótkowłosa chudzinka w okularach, od której aż biła energia - może wpadająca nawet w nerwowość. Na wszystkie możliwe sposoby zakuwała anatomię, przede wszystkim dłoni: i z książkowego atlasu, i z karteluszków, które w kółko odwracała sprawdzając własne odpowiedzi - i z tabliczki elektronicznej, na której to pisała, to przeglądała znane nam wszystkim z widzenia rysunki kośćca i mięśni. A potem jeszcze przepowiadała sobie tę wiedzę na przykładzie własnej ręki, macając jej kolejne elementy. Posłałam jej w myśli dobre życzenia zdania egzaminu, bo zapewne jakiś wisiał jej nad głową.

Niedaleko była para, która mnie też zaintrygowała, bo młodzieniec zjawił się nie w dżinsach, tylko w jakichś srebrzystych, kościółkowych spodniach z kantką, a dziouszka też wyglądała niesobotnio. Mimo, że zasiedli przy kwadracie o dobre kilka metrów ode mnie, mogłabym wysłuchać każdziutkie słowo, bo młody człowiek posiadał głos niosący się echem nawet, gdy nie mówił zbyt donośnie... głos kaznodziejski, można powiedzieć, bo rozmowa toczyła się na tematy kościelne. Chodziło o przyjęcie do pracy albo do wolontariatu - nie skupiałam się na szczegółach; wszak mój rozum bujał w dalekich zakątkach Wszechświata, gdyż taki właśnie kosmiczny rozdział przypadł mi w bieżącym tłumaczeniu.

Kiedy zaś nie tłumaczyłam, to ciachałam sobie materiały na kolejne strony w zeszłorocznym jeszcze Gromadzienniku - nie ma nic gotowego, na razie same bazy, więc zastępczo przedstawię dwie kartki - świeżynki, z wykorzystaniem skraklowanego ptactwa oraz koralikowego kwiecia.




2 komentarze:

ania pisze...

Piękne, oryginalne prace - zwłaszcza ta pierwsza mnie urzekła:))

Ev (ZielonaKrówka) pisze...

Guziczek na pierwszej - obłędny! :D