Moje pomarańczowe autko ma w tym roku wyjątkową ilość przygód. Na wiosnę oberwało latającą płytą paździerzową i musiało się udać do kliniki celem wyklepania drzwi. W lecie zaczęło się otaczać benzynowym odorkiem i znów odwiedziło mechanika, aby wymienić pompkę paliwową, która była felerem fabrycznym, rozszczelniającym się w wysokich temperaturach. Fabryka nawet wymienia te części za darmo, w ramach tzw. recall, ale... tylko w południowych, gorących stanach. Illinois jest na północy, a zatem ZAWSZE jest tu zimno (tak uważa producent), a to, że w lecie przez dwa tygodnie była ponad stówa (Fahrenheita), się nie liczy. I to, że właśnie wtedy psuje się pompka, też się nie liczy.
Dziś rano wybrałam się zmienić olej, bo autko jęczało, że zostało mu tylko 4% życia. Dylematy wielkie, bo do pracy jadę niecałe dwa kilometry, a w ich trakcie mijam CZTERY miejsca zmiany oleju:
- LubePro - budka zielona
- Bolek-Na-Rogu, budka błękitna, niesieciowy, nie wiadomo, czy mieć zaufanie mniejsze, czy większe...
- Jiffy Lube - budka biało-czerwona, raczej odpada, bo 10 lat temu, kiedym jeszcze była w tej dziedzinie głupia i naiwna, przy zmianie oleju wkręcili mnie tam w wymianę połowy części w aucie
- Firestone - nówka przyszanowana, warsztat czerwono-niebieski.
Z mojego punktu widzenia główna różnica między tymi instytucjami polega właśnie na kolorystyce wystroju, więc wyprawa olejowa stanowi pewien stres. Osiołkowi w żłoby dano... Aliści, dziś wybór dokonał się sam, gdyż w budce zielonej, najbliższej miejsca zamieszkania, wystawiono tablicę głoszącą "LADIES DAY - $10 OFF".
Zajechałam, pan od razu przybiegł - czysty i nieśmierdzący, niezwykle miły, zmienią olej od ręki, bo właśnie jest miejsce na kanale. (Wolę, kiedy jest kanał, bo zawsze niepokoi mnie widok mojego autka podnoszonego wysoko, choćby nie wiem co, jest pewne prawdopodobieństwo, że się urwie i zleci).
- Ile zatem pobierasz pan od kobiet?
- Ile tylko mogę...
Hm. Żarty na bok, cena bardzo miła, zupełnie się mieszcząca w granicach pouczenia, jakie wydał mi był wczoraj T, przygotowując mnie do olejowego przedsięwzięcia. Zasiadłam zatem w poczekalni, wycinając myszki miki do kartek świątecznych (ja jedna, cztery chłopy i telewizor). Ledwo minęło parę minut, miły pan powrócił z wiadomością, że oto pod maską mam... gniazdo myszy.
?!?!?
Ale oni się tym zajmą, nie ma problemu. Poleciał się zajmować.
- Hm, czy to znaczy, że jeździłam z martwą myszą pod maską?
- [wszyscy panowie odpowiadają naraz, nic nie wiem].
- Zatem, czy była to żywa mysz, która jeździła ze mną do pracy, na zakupy i nawet do kościółka?
- [wszyscy panowie odpowiadają naraz, dalej nic nie wiem].
Mysie gniazdo zostało usunięte, autko chodzi jak nowe, a ja wolę myśleć, że mysz wyszła dziś rano na śniadanie i że teraz zbuduje sobie gdzieś nowe gniazdo... tak byłoby najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz