wtorek, 25 września 2012

1210. Kasha-Katuwe, czyli bajeczne kominy

Ze starożytniej cywilizacji w postaci opisywanego w poprzednim odcinku relacji Pueblo de Taos pojechaliśmy jeszcze tego samego dnia w naturę - do Kasha-Katuwe Tent Rocks National Monument. T wygrzebał to miejsce na jakiejś mapie, a ja - przyznam się - w życiu o nim nie słyszałam.


Dla porządku trzeba zaznaczyć, gdzie się znajdujemy - w północno-środkowej części Nowego Meksyku, stosunkowo niedaleko Santa Fe i Albuquerque.


Pomnik narodowy leży na terenach należących do Indian Kocziti, którzy od co najmniej 700 lat zamieszkują pobliskie pueblo i mimo, że K-K posiada status narodowy, czyli można powiedzieć rządowy, może z dowolnej chwili zostać zamknięte przez gubernatora plemiennego z Cochiti właśnie. Miasteczko samo w sobie wielkie nie jest i przy pobieżnym przejeżdżaniu nie robi raczej wielkiego wrażenia, choć znajduje się na kolejnej narodowej liście - tym razem miejsc historycznych. Zaintrygowała nas natomiast ogromna, widoczna z dala ciemna struktura: coś jak woda, ale przecież jakże by woda stała pionowo?

Trochę nam ten widok mieszał w percepcji, aż znaleźliśmy się u podnóża struktury - okazało się, że to tama ziemna, jedna z większych na świecie! Rzeczywiście, ciągnie się jak przysłowiowym okiem sięgnąć i wnet by się człek zastanawiał, czy warto było sypać taką straszną stertę gleby, bo zdaje się, że tkwiące za nią jezioro (którego nie zobaczyliśmy) nie jest zbyt imponujących rozmiarów. Tama ma jednak głównie znaczenie przeciwpowodziowe, więc z pewnością sens jest. 


Zatrzymaliśmy się na chwilę pod tamą, gdzie wypływa spod niej maleńka - w porównaniu z ziemnym wałem - Rio Grande:


Na marginesie dodam jeszcze, że tubylcy posługują się językiem keresańskim, stanowiącym język izolowany, co oczywiście oznacza, że mówi się nim tylko na tym terenie i nigdzie więcej na całym wielkim świecie! Liczba mniej i bardziej płynnie wygadanych użytkowników wynosi w tej chwili niecałe 13 000, a przy tym podejmuje się wysiłki w celu jego zachowania, więc chyba jest światełko w tunelu. Intrygują mnie zawsze takie egzotyki, więc ucieszyła mnie bardzo wiadomość, że Kasha-Katuwe to właśnie próbka tego języka, oznaczająca "białe klify".

A skąd się wzięły tytułowe bajeczne kominy? Ano - z ciotki wikipedii. Szperałam sobie i przeskakując z hasła w hasło dowiedziałam się, że podobne czubate skały występują przykładowo w Kapadocji, oraz że taka formacja - nagromadzenie pyłów wulkanicznych obrobione następnie przez erozję w fantastyczne, szpiczaste kształty - to bajeczne kominy, w angielskim języku nazywane również hoodoos.

Chyba już starczy tego wstępu, więc przejdźmy niniejszym do zwiedzania. Uiściwszy opłatę w budce, gdzie młodzieniec objaśniał nam istotę pomnika z takim zaangażowaniem, że aż się tym objaśnianiem był zakrztusił, pojechaliśmy najpierw na sam koniec trasy, gdzie droga prowadzi na szczyt płaskowyżu, a tam wyjedzone kaniony i górki można sobie obejrzeć niemal z lotu ptaka.


Poszliśmy sobie też na małą pętelkę, gdzie zadziwiały nas wielkie kaktusy cholla (prawdopodobnie Cylindropuntia imbricata, które po wysuszeniu stają się długimi rurkami i czasem używane są jako laski) i prickly pears - opuncje z owockami jako żywo przypominającymi rzodkiewki, tylko umieszczone w dziwnym miejscu.



Potem zaś zjechaliśmy z powrotem na początek szlaku pieszego.


Szlaczek, szczególnie pod względem długości, wydawał się niegroźny; straszyła jedynie nieco wieść, że idzie się sporo po piasku, a piasek, jak wiadomo, mieli się pod stopami i jest męczący. Aleśmy byli w błędzie!

Piaseczek okazał się całkiem przyjazny, a co więcej, stanowił podłoże w miejscach, których niezwykłość pochłaniała całą uwagę i skłaniała do ciągłego patrzenia w górę, a jednocześnie zadziwiania się nieziemskimi kształtami skał i wąskością przesmyków. Toż to slot canyons - nie wiem, jak takie kanionki zwą się po polsku oficjalnie i geologicznie; na potrzeby własnych zachwytów ustaliliśmy, że będziemy nazywać je szczelinowymi. Mamy w naszej wyprawowej klasyfikacji kategorię "takich miejsc nie ma" i właśnie bajeczne kominy do niej się kwalifikują.










Po kanionie szczelinowym zrobiło się baaaaardzo pod górę - ścieżka prowadziła wertepiastymi zygzakami po stromym zboczu i co chwilkę trzeba było się zatrzymywać celem odbycia regeneracji. (Zawsze się zastanawiam, czy jestem cienias, czy to może różnica kilometra z hakiem w wysokości nad poziomem morza w porównaniu z miejscem zamieszkania; oczywiście fajniej byłoby zwalić wycieńczenie na brak tlenu w powietrzu, ale znajomi spece raczej nie wspierają tej teorii :).


Napotkani wracający i potem ociekający powtarzali jednak, żeby się nie poddawać, bo widok jest absolutnie wart wypruwania sobie żył po stromiźnie.

No i był! Tyle, że ze szczytu dojrzeliśmy również majaczący bardzo daleko (w pionie i poziomie) parking... i troszkę nas to ścięło, ale wiadomo, że w dół zawsze łatwiej.




I jeszcze jeden widoczek, z samego końca wędrowania, niedaleko parkingu:


Stupaliśmy się bardzo, ale nabraliśmy też całe płuca zachwytów. W ramach bonusu doznaliśmy jeszcze później małej przygody w postaci obławy na pijanych kierowców - było niedzielne popołudnie, a że niestety rdzenni mieszkańcy miewają tendencje do nadużywania wody ognistej, a następnie prowadzenia w sposób piracki pojazdów mechanicznych, to i inni rdzenni mieszkańcy w policyjnych mundurach organizują zasadzki. "Nasz" policjant sprawdził jedynie prawo jazdy T, zdziwił się ciut, co robimy tak dealeko od domu, a następnie, przygwożdżony niewinnością wyzierającą z Tomkowego oblicza, odstąpił od dalszego sprawdzania. Przy okazji zaś dowiedzieliśmy się, że to, co u nas nazywa się DUI - Driving Under Influence - na ichnich terenach zwane jest nieco inaczej, DWI - WITH Influence. Jeden kraj, a dwa oficjalne określenia.

I na tym koniec na dzisiaj - zawijamy na nocleg do Socorro, a w następnym odcinku RADIOTELESKOPY, bo sama się już nie mogę doczekać!!!


4 komentarze:

niekiedy pisze...

piękne miejsce! świetna trasa. aż zazdraszczam :). pozdrawiam mocno, e. :)

skrzatka pisze...

Wypisz-wymaluj Kapadocja w Turcji, zwłaszcza grzybki.

kasia | szkieuka pisze...

czyż to nie jest niesamowite, że w takich odległych miejscach wytworzą się bardzo podobne formacje? I takie niezwykłe?
Niekiedy - jak widać, jest podobne miejsce bliżej PL, jakby co :)

niekiedy pisze...

:) ja w pierwszej chwili też byłam przekonana, że to zdjęcia z Turcji :). kto wie, może kiedyś. pięknie nieludzko! ściskam, ewelina.