Zapraszam dzisiaj na wycieczkę prawie że na środek Stanów, do południowośrodkowej części Kansas (tak, tak, tego Kansas od Dorotki i Szmaragdowego Grodu.) Znaleźliśmy się tam na zasadzie serendypii, bo w drodze na zachód szło nam wyjatkowo dobrze i czas się zwyższył, a zatem postanowiliśmy zatrzymać się w Greensburg, by rzucić okiem na największą na świecie ręcznie wykopaną studnię.
Zniechęciła mnie nieco wiadomość, że za wejście do studnianego muzeum trzeba wnieść opłatę w wysokości aż 8$ - spodziewałam się raczej rynku, a na nim budki, gdzie zaglądałoby się do dziury całkiem zadarmowo. Postanowiliśmy się jednak szarpnąć na ten wydatek, tym razem korzystając z hasła "pewnie już tu nigdy nie będziemy".
Studnia rzeczywiście jest imponująca - 33 metry głębokości, prawie 10 metrów średnicy. Zbudowano ją w roku 1877 i do 1932-go służyła miastu jako źródło wody. Na samym dnie widać światła przy lustrze wody oraz - trochę wyżej - pieniążki tradycyjnie nawrzucane przez zwiedzających. Sama studnia zaś nie jest ponoć tak naprawdę największa na świecie - ale co nam to szkodzi? I tak jesteśmy pod wrażeniem, szczególnie tego, jak łopatkami i wiaderkami wykopać taką jamę oraz jak spowodować, żeby się przy tym nie zawaliła do środka.
Tak się patrzy w górę z najniższego poziomu dostępnego dla zwykłych śmiertelników - przy czym schody nie są przyczepione do ścian, tylko spirala wisi na metalowej konstrukcji ze słupów opierających się dalej, na zewnątrz studni.
Studnia obudowana jest małym okrągłym muzeum, tuż pod cebulopodobną wieżą ciśnień:
Wewnątrz znajdują się też rozmaite eksponaty, jak na przykład bliskopółtonowy meteoryt, który grzmotnął gdzieś w okolicy:
Albo też i gadżety wszelakie związane z wielką studnią, od naparstków po poduszki:
Okazało się jednak, że wykopanie studni to tylko połowa dzielności miasta... znajdujemy się powiem na terenie Tornado Alley, Alei Tornad, czyli regionu, gdzie najczęściej tworzą się trąby powietrzne, jak widać na poniższej mapce, pożyczonej z Wiki:
4 maja 2007 roku (stąd 5.4.7 w tytule notki) przez miasto przeleciało tornado szersze od jego terenu, o najwyższej możliwej sile - EF5. Pędziło z prędkością do 330 km/h i w dziesięć minut zmiotło 95% budynków miasteczka, a pozostałe 5% uległo poważnym zniszczeniom.
A tak nam się zdawało, kiedy jechaliśmy z głównej drogi do muzeum studni, że jakieś to miasteczko jest dziwne! Teraz się wyjaśniło - nie ma w nim żadnych starszych drzew, tylko same kikuty oraz młode sadzonki, no i zabudowania jakieś podejrzanie nowe.
Panoramę miasta można sobie obejrzeć z górnej części muzeum - widać z niej na przykład elewator zbożowy, jedną z trzech struktur, jakie przetrzymały tornado.
Przy jednej z głównych ulic leżą też na pamiątkę schody - to wszystko, co się ostało z kościoła.
W muzeum jest też syrena alarmowa - na kilkadziesiąt minut przed nadejściem klęski zaczęła trąbić i dzięki temu ofiar w ludziach było stosunkowo niewiele. Syrenę tornado też zerwało z wieży i rzuciło gdzie indziej, po drodze obijając starą wieżę ciśnień - stąd te zielone maźgi.
Z biblioteki miejskiej został w całości tylko jeden mebel - stary katalog; reszta wyglądała tak:
I jeszcze ciekawy eksponat znaleziony w jednym z domów:
Zdjęcia pokazują jednak, że i w tej klęsce ludzie nie stracili poczucia humoru, ogłaszając na przykład, że mają na sprzedaż świeżo przerobiony dom, z nowymi oknami w dachu :)
Obok muzeum stoi pomniczek osób, które zginęły w tornadzie...
...oraz kolorowa rzeźba nawiązująca do tego zdarzenia:
Miasto postanowiło odbudować się z rozmachem nie tyle w zakresie rozmiaru, co "zieloności"; jako pierwsze w Stanach może się pochwalić, że wszystki budynki cechuje Platinum LEED, czyli najwyższa ocena w dziedzinie Leadership in Energy and Environmental Design; bierze się tu pod uwagę różne dane odnośnie ekologiczności i wpływu na środowisko, po czym zlicza punkty. Jeśli będzie ich ponad 80 (na 100 możliwych), dostaje się oznaczenie Platinum.
Przykładem takiego budynku jest poniższy okrąglaczek - z bateriami słonecznymi, materiałami z recyklingu itp...
...a przed okraglaczkiem stoi sobie auto na gaz.
Najbardziej jednak w całej tej historii podobało mi się, że miasto niejako zagrało na nosie całemu temu tornadu i postanowiło, że... będzie korzystać z energii wiatrowej i wybudowało tuż obok wiatraczną farmę :)
I tak oto krótki zjazd z autostrady zamienił się w historyjkę nie dość, że superciekawą, to jeszcze pełną podziwu dla mieszkańców małego miasteczka w Kansas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz