W różnych krajach różnie się wakacje liczy, ale bez względu na lokację* każdy już chyba jest za połową... w związku z czym ogłosiłyśmy na Craftypantkowym blogu wyzwanie pod hasłem "No to Laba!", polegające na tym, że wykorzystujemy w pracach to, cośmy nawlokły z rozmaitych wakacyjnych wyjazdów. Przecież nie można pozwolić, żeby te wspaniałe bilety, mapki, foldery i inne cenności po prostu leżały gdzieś w kącie szuflady!
U mnie główną bohaterką dzieła jest mapa, bo map u nas jest zatrzęsienie, można powiedzieć; z każdego dalszego wyjazdu przybywają nowe, pobrane w różnych Visitor Center całkiem za darmo. Małe mapki idą do gromadziennika, a większe, stanowe, zachowujemy w specjalnym pudełku. Przydają się podczas kolejnych wypraw, bo atlas atlasem (i GPS GPSem), ale jednak dla pewności dobrze jest sprawdzić trasę na mapie zajmującej pół pokoju.
Wzór piramidki, wykorzystany już po raz n-ty, nie jest moim pomysłem - pochodzi z bloga Godelieve, która sama używa ten szablon w przeróżnych konfiguracjach. Oprócz mapy przyczepiłam też conieco guzików, oraz - ponownie nawiązując do wakacyjnych znalezisk - patyczki, brzozową korę i nawet kawałek muszelki. Te wszystkie eksponaty towarzyszą złotym myślom o podróżach.
Zapraszamy zatem na wyzwanie i zachęcamy do wykorzystania znalezisk, boć to prawie jakby jeszcze raz wybrać się w podróż!
*lokacja - słowo pojawiające się nagminnie w tutejszym polskim radiu, kalka z location - ale nie mogę się zdecydować, czy przypadkiem po prostu nie przyjąć go do słownika. Najczęstszy chyba kontekst to zdania typu Nasze biuro ma dwie lokacje, w Niles i w Chicago. Można by tu chyba powiedzieć filie, ale to słowo raczej mało używane... no i sama nie wiem, mam językową zagwózdkę :) O ile forma oraz insiura drażnią mnie strasznie, bo przecież formularz i ubezpieczenie to żadna filozofia, tylko trochę dłuższe wyrazy, to z tą lokacją nie mogę dojść do ładu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz