piątek, 27 lipca 2012

1188. historia statków na oceanie złocistej kukurydzy, czyli morskie opowieści z drugiej ręki


Takim właśnie sloganem - tym o oceanie złocistej kukurydzy - reklamuje się Narodowe Muzeum Modeli Statków i Historii Morza w niewielkiej wiosce Sadorus, mieszczącej się wśród ogromnych pól kukurydzy kilka mil na południe od dwumiasta Urbana-Champaign, wokół którego kręcimy się w tym tygodniu (całkiem niespodziewanie zrobiła się nam tutaj spora wycieczka w odcinkach, ale w końcu są wakacje, co sobie będziemy żałować :)

Szkieuko-opowieści tym razem są z drugiej ręki, bo muzeum zwiedzał tylko T; istnieje zatem szansa, że mniej się rozgadam. Koniecznie trzeba jednak wspomnieć, że gdyby policzyć wszystkie 150 statków z okładem, dodać do tego liczne obrazy na ścianach muzeum i choćby tylko co większe eksponaty, na każdego z 416 mieszkańców wioski przypadłby co najmniej jeden przedmiot.

Początki kolekcji miały miejsce ponad 50 lat temu, kiedy to chłopak, który potem został doktorem architektury, zaczął kupować modele statków; ściągał potem nabytki z tak odległych miejsc, jak Grecja, Indie czy Chiny, w czasie studiów w Kaliforni kupował modele z filmów kręconych w Universal Studios (np. Cleopatra, Ben Hur, Tora Tora), aż wreszcie w 1998 roku zapadła decyzja, by nabyć obecny stuczterdziestoletni budynek, odrestaurować go i tam właśnie umieścić cały ten zbiór, wraz z biblioteką i sklepikiem.


Największą atrakcją, albo przynajmniej jedną z większych, jest ośmiometrowy model statku Queen Mary, sporządzony z ponad miliona wykałaczek i 30 litrów kleju.



Tu, na przekroju, widać lepiej, ile pracy musiało wymagać wysklejanie takiego olbrzyma:



RMS Queen Mary, zwodowany we wrześniu 1934 roku, miał 311 metrów długości i odznaczał się wielką szybkością; z Southampton do Nowego Jorku można było przedostać się w niecały tydzień. Pędził ponad 50km/h i choć morską prędkość zwykle podaje się w węzłach, pozwolę sobie skorzystać z kilometrów, bo te węzły za nic w świecie do mnie nie przemawiają.

Owa zaleta konstrukcyjna została wykorzystana w czasie II wojny światowej, kiedy po przystosowaniu i uzbrojeniu służył do transportu wojska, przewożąc ponad 800 000 osób na różne fronty - w tym podczas jednego, całkiem rekordowego rejsu, ponad 16 000! Nie mieści mi się w głowie nawet załadowanie takiej ilości narodu na statek, a co dopiero sensowny transport. (Ciekawe, co by na to powiedział Noe, pakujący do Arki stada zwierząt :)

W ciągu 31 lat służby Queen Mary przewiozła ponad dwa miliony pasażerów; podróżowała nią chociażby Królowa Matka Elżbieta, a także Dwight Eisenhower, Winston Churchill, Marlena Dietrich, Eleanor Roosevelt oraz... Flip i Flap :)

We wrześniu 1967 roku Queen Mary przekroczyła Atlantyk po raz tysiąc pierwszy i zarazem ostatni, kierując się do Long Beach w Kaliforni, gdzie została zacumowana na stałe i teraz można sobie ją zwiedzać, co zapisuję mentalnie w wyimaginowanym kajeciku pod tytułem "Jeśli będziemy w ___, to koniecznie trzeba zwiedzić ___."

A poza Queen Mary atrakcji w muzeum było zatrzęsienie i oczywiście znów ciężko było wybrać tylko kilka zdjęć ciekawych, a zarazem reprezentatywnych. Oto zatem eksponat, który nazwałam sobie "statek z chrustu", bo na pierwszy rzut oka wygląda jak poplątana sterta gałęzi, a to maszty, liny i wszystko, co potrzebne.


Przy okazji można na powyższym zdjęciu zobaczyć, że ściany również są zawieszone, niemal miejsce w miejsce, rozmaitymi sztukami. W ogóle, jak doniósł T, ciężko się tam robiło zdjęcia, bo nawet poruszanie się wśród muzealnego zagracenia wymagało ostrożności i finezji.


Tutaj ciekawie złożyły się trzy modele z czwartym statkiem na obrazie:


Modele parostatków, jak na Mississippi za czasów Tomka Sawyera...


I jeszcze statek azjatycki...


...z fantastycznymi szczegółami:


I tak to całkiem niespodziewanie natrafiło się wśród plaskatych pól kukurydzy na muzealną perełkę!

PS. Dla zainteresowanych - TUTAJ jest więcej zdjęć.

Brak komentarzy: