Jadąc w sobotni wieczór do zapylarium (patrz poprzedni wpis) zobaczyliśmy z drogi ogród z budką i postanowiliśmy wrócić do niego w niedzielny poranek. Wstaliśmy dość wcześnie i zwinęliśmy domek, który tym razem stał nad małym jeziorkiem, prawdopodobnie pochodzenia poautostradowego (wiele razy widzieliśmy, że w okolicy hajłeju, a szczególnie wiaduktów, gdzie trzeba było trochę podsypać, znajdują się niewielkie zbiorniki wodne, a tu właśnie niedaleko taki wiadukt był).
Bez trudu zlokalizowaliśmy budkę...
... zaparkowaliśmy nieco dalej i weszliśmy przez pergolę, która, otoczona dość popularnymi roślinami, na przykład takim koleusem (czyli solenostemonem), który chyba zwykle nie jest jednak tak strzępiasty...
...w ogóle nie zwiastowała, że zaraz znajdziemy się w wielkim ogrodzie i zaleje nas oślepiająca w porannym słońcu feeria barw:
Czegóż tam nie było! Mogłabym chyba ze sto zdjęć pokazać, ale ograniczę się tylko do najciekawszych pozycji. Na pewno należały do nich malutkie paprysie w bajecznych kolorach:
Była też cała kolekcja cynii...
...i mnóstwo petunii; od tych biało-fioletowych można było dostać oczopląsu:
T zrobił zdjęcie z niższego poziomu, dzięki czemu widać całe morze barw:
Potem powędrowaliśmy do Idea Garden, który dzień wcześniej zachęcił nas do wizyty. Oto mała szopka - ale jaki wokół niej porządek i kwiecistość!
Fajnie byłoby mieć mały wiejski domek, koło domku płotek, koło płotka róże...
Większość roślin opatrzona była tabliczkami, ale akurat to zielsko, mniej więcej wysokości człowieka, było anonimowe; a to chyba rącznik (castor oil plant), z którego pobiera się rycynę i olejek rycynowy (dopiero teraz doznałam oświecenia, że to dwie bardzo różne substancje... podróże kształcą :)
Spotkanie z poniższym kwiatkiem też okazało się kształcące; to Kniphofia uvaria, po polsku trytoma albo knifofia. Polska wikipedia mówi też, że pochodzi z Kraju Przylądkowego - a cóż to takiego? Brzmi jak jakiś nieznany ląd z dawnej powieści podróżniczej. Okazuje się, że to Prowincja Przylądka Dobrej Nadziei, dawna prowincja w Republice Południowej Afryki.
Po angielsku zaś kwiecie zwie się Lilia pochodnia (torch lily), albo Rozgrzany do Czerwoności Pogrzebacz (red hot poker). W moim nienaukowym tłumaczeniu :)
Poniższa bulwa wisząca sobie niewinnie na krzaku ma całe mnóstwo nazw: oberżyna, bakłażan, gruszka miłosna (?!?), jajko krzewiaste (?!?), bakman i - botanicznie - psianka podłużna. Psianka w ogóle nie brzmi dobrze, ale niechaj będzie. Po angielsku dwie najpopularniejsze nazwy to aubergine i eggplant.
Nie przypominam sobie, żebym kiedyś wcześniej widziała żywy len, więc koniecznie trzeba ten fakt odnotować:
W skrzynce na budce wśród mnóstwa innych kwiatów były też biało-żółte petunie-miniaturki - zdaje mi się, że rzadziej spotykane, niż te oscylujące w fioletach, czerwieniach i różowościach.
Co do poniższego w ogóle nie wiem, jak się zwie, ale bardzo mi się podobają te ciapki.
Jeżyna/ostrężyna (blackberry) - przedstawiciel ogródka określonego w przewodniku jako małe owoce o dużych ambicjach. Z ciekawostek mieli tam też borówki/czarne jagody na krzakach wysokich na ponad półtora metra, ale niestety tamto zdjęcie nie wyszło zbyt ciekawie. Mam sobie marzenie, żeby kiedyś pojechać na te wysokie jagody.
Zdjęcie wypatrzone również przez T - dla kontrastu między kolorami listków:
Futrzaste rudzielce:
Zdumiewający kwiacior - z wrażenia nie zapisałam nawet co to takiego. Od razu mówię, że to moja ręka, całkiem spora, a nie jakiegoś dziecka! Podczas patrzenia na taki ogromny kwiatostan człowiek doznaje dziwnego uczucia, że coś tu nie gra - otoczenie zmalało, czy jak? Przecież takich wielkich kwiatów nie ma!
Na koniec docieramy wreszcie do tytułowego wkurzonego słonecznika - oto zdjęcie autorstwa T, który właśnie twierdzi, że sądząc po nastroszonej fryzurze i wyrazie twarzy, ten słonecznik najwyraźniej się czymś zirytował :)
Drobny druczek: ponieważ ogrodnikiem nie jestem, chętnie przyjmę ewentualne poprawki, jeśli któraś roślina jest błędnie opisana :)
2 komentarze:
Ja ogrodnikiem nie jestem tym bardziej i na zieleninie nie znam się kompletnie :) Ale zawsze warto się dokształcać ;)
Ślicznie sobie zdjęcie zmieniłaś na głównej:D
właśnie, jaki piękny kwiatulec Ci wykwitł!:-)
Bajeczność w tych ogrodach, niesłychane te kolory i kształty. Kolorowe papryczki skradły moje serce:-) Na bakłażana mam nadzieję we własnych ogródku. Większość nazw czytam po raz pierwszy, na szczęście słonecznik nie da się pomylić z czymkolwiek, nawet jeśli jest wkurzony. Swoją drogą skojarzył mi się z Willym z ALfa, jak się wkurzał i włos mu fruwał:)
Prześlij komentarz