poniedziałek, 30 lipca 2012

1189. conmut, czyli smażymy następną wyprawę

Jeszcześmy się dobrze nie otrząsnęli z Dwumiasta z zeszłego weekendu, a tu trzeba się brać za komponowanie następnego programu, boć to tuż-tuż - za miesiąc i troszkę, celem wykorzystania wolnego poniedziałku na Labor Day! Weźmie się do tego cztery dni wolnego i wyjdzie baaaardzo długi, dwuweekedowy weekend :)

W prawej kolumnie jest link do roboczej strony, gdzie trwa układanie trasy; mamy ogólne pojęcie, a teraz dopasowuje się czasy przejazdów i zwiedzań do dni i noclegów. Pierwsze podejście było o wieeeele za długie; obciachaliśmy więc najbardziej zachodnią część oraz wyskok do Arizony, to znów wygląda na to, że został jeszcze dzień. Bez dokładniejszych obliczeń nie ma jednak pewności.

Po raz kolejny okazało się też, że musimy odwrócić kierunek trasy - mieliśmy najpierw jechać "u góry", czyli częścią północną, wracać południem; te przeskoki są najbardziej monotonne, trzeba się przeprawić przez megapłaskie stany albo setki kilometrów trawników, więc T przygotowuje już mądre księgi do słuchania :) No i okazało się, że poręczniej będzie zajechać najpierw na południe.

Tak to wygląda biorąc z domu...


...a tu bardziej szczegółowy ogląd docelowych okolic:


Z atrakcji wymienię tylko kilka - na przykład przeciekawe formacje (tent rocks) w Kasha-Katuwe (Nowy Meksyk) [wszystkie zdjęcia z wikipedii]:


Drugie podejście do Taos, glinianego miasta z listy UNESCO - w zeszłym roku próbowalismy tam zajechać, ale mieszkańcy (bo to żywe miasto, a nie muzeum) akurat obchodzili jakieś święto i wjazdu nie było.


UNESCO 2, czyli Chaco Culture National Historic Park - starożytne wykopaliska:



(Jest jeszcze UNESCO 3 - Aztec Ruins National Monument, ale nie chcę przeginać ze zdjęciami :)

Przeprawiamy się potem do Utah, gdzie skupiamy się na czerwoniastych skałach w Natural Bridges National Monument...


...Capitol Reef National Park...


...i Canyonlands National Park.


Mamy też nadzieję na slot canyon - przejście jakimś wąziutkim kanionem, który powinien znajdować się tuż przy bardzo malowniczej drodze nr 95.

 W zakresie kanionów kroi się przepiękny - i czarny - kanion rzeki Gunnison w Kolorado.


Pod koniec jeszcze piachowe diuny, takoż w Kolorado...


Trochę cywilizacji i osiągnięć nowszej techniki też się pojawi, na przykład mosty, nieustannie mnie fascynujące, szczególne te trudne, jak Royal Gorge w Kolorado...


...albo Hite Crossing w Utah.


W ramach ostatniego ciekawego miejsca, pod sam koniec wyprawy, będzie jeszcze katedra na kampusie US Air Force Academy w Colorado Springs, struktura niesamowita, z pięknymi witrażami :)


I ponieważ zwyższa się nieco czasu, będziemy jeszcze rozważać sensowność zjechania w Nowym Meksyku bardziej na południe, celem zwiedzenia obserwatorium radioastronomicznego o zakręconej nazwie Very Large Array - zestawu 27 ogromnych anten, rozstawionych w kształcie litery Y, patrzących na kwazary, pulsary, czarne dziury... no kosmos, jednym słowem!


Byłaby to kolejna wyprawa pełna zadziwień... bo tak mało wiem o radioastronomii, o budowie mostów, o geologii, o Aztekach, ale z każdego wyjazdu przywozi się kilka kropelek nowych informacji i człek odrobinę mądrzeje, a już z całą pewnością przekonuje się o tym, jaką jest w tym (wszech)świecie drobinką; jednocześnie zaś tyle osiągnęliśmy jako ludzkość, w szczególności zaś jestem wdzięczna budowniczym dróg i producentom samochodów, że mamy możliwość w te cudeńka wsadzać nasze ciekawskie nosy :)

PS. Jeśli zaś chodzi o dziwne słowo w tytule - jest to złożenie skrótów pocztowych trzech stanów: CO NM UT :)

Brak komentarzy: