czwartek, 19 lipca 2012

1184. północ-południe, czyli paula deen i fleczerowa

O Pauli Deen było już kiedyś, łącznie z filmikiem prezentującym jej superpołudniowy akcent; dziś chciałam wspomnieć o jej osobie z zupełnie innego powodu, a mianowicie w zeszłą sobotę, szukając w kraftosklepie czegoś całkiem innego, nie mogłam, rzecz jasna, przejść obojętnie obojętnie obok koszyków z atrakcjami po dolar pięćdziesiąt (dawniej po dolarze, ale kilka miesięcy temu się podrożyły). I cóż tam widzę! Zestawy papierów 6x6 cali, czyli ćwiartka dużego arkusza skrapowego, firmowane przez tę właśnie panią, znaną mi do tej pory jedynie z programów o garach!

Minę musiałam mieć mocno zdziwioną, dzierżąc w ręce ów zestaw, bo pracownica sklepu zatrzymała się przy mnie z pytaniem, czy nie trzeba mi pomóc. Odparłam, że mnie ten papier zdziwił, a pani rozkręciła dłuższą pogawędkę, więc conieco żałowałam szczerości - ale któż mógł przewidzieć, że trafię na taką gadułę? Zwykle takie panie, choć chętnie pomagają, od razu dają dyla, jeśli ich rada nie jest potrzebna.

Bez dalszej gadki-szmatki przedstawiam zatem okładkę zestawu, na której widać fragmenty wszystkich sześciu papierów...


...a to mój ulubiony: zioła w kubełkach ze sztućcami, nieco abstrakcyjnie, bo kto by stosował taką metodę uprawy?


Jest też kartka z napisami, chyba bardziej do zastosowania w jakichś skrapach, niż na kartkach...


...i jeszcze moje ulubione tło:


Jeśli zaś chodzi o Fleczerową z Północy, to odkryłam w tym tygodniu, że między siódmą a ósmą rano na kanale ze starociami można oglądać odcinki mojego ulubionego serialu "Murder, She Wrote", za którym się już naprawdę solidnie stęskniłam, a ową tęsknotę podgrzewała jeszcze świadomość, że ów serial leci na kanale Hallmark, ale takim, którego nie obejmuje nasz pakiet...

Tutaj można sobie poczytać krótko, o czym jest mój Fleczerowy serial, a tu obejrzeć początkową sekwencję. Pani Fleczerowa, czyli Jessica Fletcher, mieszka w Cabot Cove, fikcyjnym miasteczku w stanie Maine, co oczywiście należy do północy. Wyliczono, że przez dwanaście lat trwania serialu zginęło śmiercią morderczą jakies dwa procent owej mieściny, bo przecież potrzebne były ofiary, których zagadkę rozszyfrowałaby nasza główna bohaterka. Na całe szczęście, ponieważ jest słynną pisarką, jeździ wiele po świecie promując swoje książki (bo w Cabot Cove mało kto pozostałby przy życiu), ale i tak, gdyby się ją widziało w okolicy, należy czym prędzej zmykać, bo bez wątpienia zaraz zjawi się jakiś niecny mordulec.

Tak, że teraz ustawiam sobie poranki w taki sposób, żeby gdzieś w tle zahaczyć kolejny odcinek Fleczerowych perypetii. Nawet dobrze, że pokazywane są o tej porze, bo jakoś poza mną nikt w domu nie okazuje Jessice szacunku i wieczorem mogłabym mieć problemy z dostępem do czasu ekranowego.

A co do papieru, to nie mam na razie nic nowego, bo a) trzeba było jeszcze dorobić trochę Eliaszów, bo na szkółkę niedzielną zapisało się więcej dzieci, niż przewidywano, b) wciągnęła mnie lektura "Emancypantek". Po raz któryś. I nie wiem, czy po Niemnie i Emancypantkach przyjdzie czas na Lalkę oraz Noce i Dnie? Ha, ale z pewnością nie na Pana Tadeusza :P

1 komentarz:

Ev (ZielonaKrówka) pisze...

Dobre są Emancypantki? Dostałam je w liceum i do tej pory nie ruszyłam, choć przyznam, że "Lalkę" kocham całym sercem, więc może je przeprosze i zabiorę na wakacje. Warto?