środa, 23 maja 2012

1157. o poranku...

...dokonałam dziś wielu rzeczy, ugotowałam jarzynki na sałatkę, przysmażyłam pieczarki do zapiekanek, powymyślałam to i owo, ukleiłam tablice do opowieści... ale zdjęcia to mi wyszły wyjątkowo marne. Trudno, robiłam je pędem, a nie ma gwarancji, że wieczorem będą lepsze, a dziś już musze zawieźć całość szkółkowych produkcji do koleżanki-nauczycielki. Takoż z braku laku dobry kit.

Mamy więc tablicę o uciszaniu burzy - baza to samo niebo i fale, a opowiadająca będzie przylepiała postacie, chmury itd. Tablice mają około 60x90cm. 


Do tego dzieciaczki dostaną też tła - niebo, chmury i łódź. Resztę będą doklejały, ewentualnie kolorując. Pioruny są samoprzylepne - bardzo jestem z nich dumna, bo początkowo planowałam zakup gąbki samoprzylepnej, ale okazało się, że żółtej samoprzylepnej nie ma, ale za to jest czerwone. Stąd pioruny są dwukolorowe :)

A że wczoraj byłam zdenerwowana niesłuszną, moim zdaniem, krytyką (na dodatek od osoby, która naprawdę powinna się przyjrzeć belkom w swoim oku, zanim zajmie się cudzymi źdźbłami), wycinanie osiemnastu piorunów miało wspaniałe działanie terapeutyczne :)


Druga historia to siewca i cztery rodzaje roli - tutaj jedynym elementem dodanym przez opowiadającą będzie siewca, no i potem ziarenka (naklejki). A, no i jeszcze ptak wydziobujący ziarno z drogi oraz dorodna pszenica na dobrej ziemi. Reszta jest już przytwierdzona na stałe.


W ramach prac ręcznych dzieci dostaną pokazywane wcześniej pudełka z czterema ziemiami, gdzie również będą dodawały naklejki-ziarenka i dorosłą pszenicę. A koleżanka zamierza też przynieść pojemniki z przykładami tych ziem, coby mieszczuchy mogły podotykać. I jeszcze w pierwszy dzień konwencji będzie sadzenie prawdziwych nasion w prawdziwej ziemi, po czym nastąpi Wielki Przekręt i w drugi dzień podstawi się jakieś maleńkie roślinki, żeby w trzeci dzień dzieciaki mogły wziąć do domu "wyrośnięte" pamiątki :)

Oprócz tego, zainspirowana pogaduchami z nieocenioną Mrouh, eksperymentowałam wczoraj ze zrobieniem domowych glimmer mistów z alkoholu (rubbing alcohol, żadne tam wina i likiery) oraz cieni do powiek. Cienie były dość jasne, więc mimo, że ciecz wyglądała dość atrakcyjnie i migocząco, na papierze ślad jest ledwo-ledwo widoczny. Nie ma nawet jak zdjęcia zrobić.

Na następnym etapie zamierzam pomieszać z alkoholem farbę akrylową. Widzę na tubce, że można, a przy tym kolor powinien powstać trochę bardziej intensywny, no i może nie trzeba będzie się martwić, czy psik przyczepi się do papieru, dodawać lepiszcza itd.

No i kartkę jeszcze zrobiłam... ale już wysłana :)

1 komentarz:

Mrouh pisze...

bardzo interaktywnie! Pieruny mam nadzieję przyniosły ulgę:-)