piątek, 11 maja 2012

1148. porządkując, robiąc listy

Ostatnie tygodnie nie dość, że były przygnębiające, to jeszcze spowolniły motywację i wszelakie niekonieczne działania. Teraz jednak się odkopaliśmy, a jednym z lekarstw na deprechę (o dziwo, wiosenną) było postawienie sobie czegoś, na co się czeka, a mianowicie wycieczki na długi weekend. Udajemy się na południowy wschód, w Appalachy, a konkretnie w Dymne Góry :)


Jazdy do Smoky Mountains na wstępie będzie dość trochę - około 10 godzin do miejsca, gdzie zamierzamy się zatrzymać na pływanie łodzią po ogromnym jeziorze w jaskini. Potem kręte, górskie drogi, sztuczne jeziora, wielka tama oraz nocleg ciut na południe od parku narodowego, stanowiącego jednocześnie UNESCOwy rezerwat biosfery, więc na pewno będzie pięknie.

W drugi dzień chcemy zdążyć na najwyższą górę na wschód słońca (2025 mnpm), a potem będzie się zwiedzało wodospady, stare górskie osady i inne ciekawostki. Chcielibyśmy też przejść Bardzo Mały Kawalątek, może z milę albo dwie po granicy między Tennessee i Północną Karoliną, słynnym szlakiem Appalachów, ciągnącym się przez 3500 km amerykańską częścią tego łańcucha, z Georgii aż do Maine. Przejście całości za jednym zamachem zajmuje pięć do siedmiu miesięcy, więc raczej się na to nie będziemy porywać, choć bywają tacy ambitni :)

Drugą noc będzie się spało wewnątrz parku, w dolinie zwanej Cades Cove. Na trzeci dzień, zapewne bladym świtem, bo zwykle tak mamy, ruszamy w drogę powrotną, z przystankiem w piaskowcowych łukach na północy Tennessee.

W ramach przygotowań powstały strony do Gromadziennika, opisujące rezerwacje i plany:


Nie pamiętam też, czy oglądaliśmy już strony o wielkanocnej wycieczce do Michigan City w Indianie?



Czeka w kolejce dokończenie dwóch tomów Gromadziennika z Izraela, polegające głównie na sporządzeniu okładek oraz kieszonek na to, czego nie dało się wkleić.

Oprócz tego na tytułowych listach znajduje się porządkowanie zdjęć, bo jestem BARDZO do tyłu; mamy jeszcze wyprawy z zeszłego roku, których nawet nie tknęłam (na przykład Kanada), a kilka jest rozgrzebanych... a tu za dwa tygodnie będą powstawały nowe, i to zylion, bo T otrzymał wczoraj drogą pocztową nową zabawkę w postaci lustrzanki!

Idzie jednak do przodu, w zdjęciach z Izraela dojechałam już do Jerozolimy :)

A z całkiem innej beczki - dzięki inspiracji wystawą iluminowanych manuskryptów w Londynie, w British Library, pacnęłam sobie w białym embossingu zawijasową pieczątkę i maluję po niej akwarelami i Perfect Pearls. Cel - sprawdzenie, czy można w taki sposób zrobić ozdobne kafelki. Da się, ale strasznie to pracochłonne... więc chyba mało praktyczne. Nabyłam nowego szacunku dla iluministów (?), którzy zawijasy własnoręcznie wymyślali, a ja tylko wypełniam przestrzenie...


Mamy tu sytuację typu "osiołkowi w żłoby dano", bo same Pearls wychodzą blado, ale za to ładniej się świecą. Podkład z akwareli daje oczywiście bardziej intensywny kolor, ale połyka część odblasku.


2 komentarze:

Mrouh pisze...

Piękna perspektywa z tym słońcem nad szczytami... A są smoky w smoky górach:-)? Wszak dymu bez ognia nie ma, a ogień może być ze smoczej paszczy:-)
Kartka cóś mi wygląda jak lepsza wersja tej, co nam wpadła w oko na pincie:-) Czekam tuptając na efekt finalny:-)

Ev (ZielonaKrówka) pisze...

Śliczny te zdjęcia albumiku.
Dziękuję za odwiedziny :).
Już Cię obserwuję, bo bardzo mi się tu podoba - śliczne miejsca i świetne prace :)