czwartek, 22 marca 2012

1116. O, Holender, czyli wędrowanie po תמנע

Wyzwiedzawszy zwierzęta w Hai Bar udaliśmy się na południe, do Timny - zresztą właśnie nadjeżdżał do rezerwatu pierwszy autokar, więc pora była się ewakuować.

Na samym początku dowiedziałam się, że wcale nie jest łatwo być Egipcjaninem, szczegolnie na silnym wietrze - człowiek zwyczajnie się wywala.


Pani w kasie poradziła, żebyśmy zaczęli zwiedzanie od samego końca drogi, bo w sam raz zdążymy na prezentację w replice Przybytku, a potem sobie będziemy wracać w swoim tempie. (Dodam, że zastosowaliśmy kupon zniżkowy wygrzebany w kupie materiałów reklamowych w hostelu - nigdy nie zaszkodzi zapytać, czy nie da się uszczknąć z ceny :)

Popędziliśmy zatem pod Przybytek, o którym w 2 Księdze Mojżeszowej, w 31. rozdziale, czytamy, co następuje:

(1) I rzekł Pan do Mojżesza: (2) Patrz! Powołałem imiennie Besalela, syna Uriego, syna Chura z plemienia Judy, (3) i napełniłem go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem, wszechstronną zręcznością w rzemiośle, (4) pomysłowością w wyrobach ze złota, srebra i miedzi, (5) w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie. (6) I oto przydałem mu Oholiaba, syna Achisamacha, z plemienia Dan. A serce każdego zręcznego obdarzyłem umiejętnością wykonania wszystkiego, co ci rozkazałem: (7) Namiot Zgromadzenia, Skrzynię Świadectwa, wieko, które jest na niej, i wszystkie sprzęty Namiotu, (8) i stół z jego przyborami, i świecznik ze szczerego złota ze wszystkimi jego przyborami, ołtarz kadzenia, (9) ołtarz całopalenia ze wszystkimi jego przyborami i kadź wraz z jej podstawą, (10) szaty haftowane, święte szaty dla Aarona, kapłana, i szaty jego synów do służby kapłańskiej, (11) olej namaszczania i wonne kadzidło dla przybytku. Niech uczynią wszystko, jak ci nakazałem.

Muszę przyznać, że czułam się nieswojo, wchodząc nawet na dziedziniec, a co dopiero do wnetrza - nawet nie zdawałam sobie sprawy, że po latach kontaktu z Biblią mam aż tak zakodowane, że tam się nie wchodzi, chyba, że się jest Lewitą/kapłanem! Zadziwił mnie też rozmiar wszystkiego - skala jest zapewne bliska rzeczywistości, bo przyjęto, że jeden łokieć ma 50 cm, a w moich wyobrażeniach cała struktura była o wiele większa.

Przewodnik opowiedział nam najpierw o przedmiotach na Dziedzińcu - o miedzianym ołtarzu całopalenia i "kadzi", czyli umywalni:


Potem weszliśmy do Miejsca Świętego, gdzie oprócz kapłanów (jeden przykład w odzieży zwykłej i jeden w szatach Najwyższego Kapłana) obejrzeliśmy sprzęty: stół na chleby pokładne, świecznik oraz ołtarz kadzenia.



Jeśli chodzi o świecznik, nadal pozostaje do rozgryzienia pytanie o wagę i wielkość. Większość przedmiotów w Przybytku zrobiona była z drewna akacjowego, które widzieliśmy w poprzednim odcinku, i tylko obłożona złotem (co znacznie zmiejszało ciężar), ale świecznik miał być wykuty z jednolitej bryły kruszcu. Złoto jest bardzo ciężkie - na tej stronie przeprowadzono wywód, że cegiełka złota o wymiarach 17.76 cm x 9.21 cm x 4.45 cm, czyli mieszcząca się na dłoni, ważyłaby prawie 14 kg, czyli więcej, niż wiadro wody!

Świecznik ponoć ważył około jednego talentu, która to jednostka może nawet wynosić do 30 kg, czyli, rozumując w tył, około dwóch złotych cegiełek. Jak się to ma do ogromnych świeczników, jakie zwykle występują na przybytkowych ilustracjach, no i oczywiście w niniejszej replice?

Przemieszczamy się dalej - analizujemy ubiory kapłanów. Przewodnik odpowiada na moje pytanie o jabłka granatu, które zdobiły szaty najwyższego kapłana - niektórzy sądzą, że były to prawdziwe owoce, przewodnik jednak stwierdził, że najzapewniej chodzi o jakieś małe, sztuczne owocki, bo żywe byłyby zbyt ciężkie, trudno byłoby je zdobyć, a trzeba by je zmieniać co po chwilę, bo zwyczajnie by się psuły.

W Miejscu Najświętszym była, oczywiście, Arka Przymierza...

...a w jej wnętrzu trzy przedmioty: manna, tablice z przykazaniami i laska Aarona, która zakwitła. Aż mnie ciarki przeszły, kiedy skrzynia została otwarta :)

W Przybytku poznaliśmy też tytułowych Holendrów - zrobili całkiem sympatyczne wrażenie, choć troszkę obawialiśmy się ich reakcji, kiedy przewodnik ogłosił, że grupa polska wygrała konkurs znajomości Biblii :) Pogadaliśmy chwilę, podpytując ich, jak to jest z Polakami w Holandii, bo docierają czasem kompromitujące wieści, ale oboje zgodnie stwierdzili, że wcale nie jest źle, Holenderka jest nauczycielką i bardzo lubi uczyć polskie dzieciaki, a w ogóle Polacy bardzo się starają i ciężko pracują. Uff.

Z Przybytku podjechaliśmy pod Słupy Salomona, które z Salomonem nic wspólnego nie mają (podobnie, jak znajdujące się w tej okolicy Kopalnie Króla Salomona - przez tysiąclecia wydobywało się tam miedź, ale akurat z czasów Salomona nie ma żadnych śladów.)

Widać, jak T dzielnie trzyma skałę?


Okazało się, że na skały wiedzie szlaczek, którym dochodzi się do hieroglifu wydłubanego na ścianie parę tysięcy lat temu, przedstawiającego Ramzesa III składającego ofiarę bogini Hathor...


...a u podnóża góry znajduje się świątynka tejże bogini, z tego samego okresu.

W Słupach znów trafiliśmy na Holendrów. Nieco później zdybaliśmy ich na drodze - no coś podobnego, auto im się popsuło, czy co? Przy następnym spotkaniu dopytaliśmy się, czy wszystko w porządku, a oni na to, że to specjalnie, że oni chcą właśnie na nogach.

Pojawiali się tak co kawałek, aż pod koniec dnia zgarnęliśmy ich jednak, kiedy po raz kolejny przyszło nam ich wyprzedzić. Może by i doszli, ale by się naprawdę umordowali, a poza tym nie zdążyliby na ostatni pokaz audiowizualny, który wspólnie obejrzeliśmy. Proponowaliśmy im nawet podrzucenie do Eilat, ale za to już podziękowali i kazali się wysadzić na głównej drodze, bo mają bilety na autobus powrotny.

Wracając jednak do przydrożnych atrakcji w Timnie - mają tam dwie grzybowe formacje skalne. Jedna nazywa się Grzyb...


...a druga Grzyb I Pół, chyba widać dlaczego :)


Koło Grzyba ogląda się też pozostałości starożytnych hut miedzi oraz model piecyka hutniczego.


A na koniec włazi się na fantastyczne skały, choć naprawdę nie ma się już siły :)



Potem zaś wraca się do Eilat, doznaje szoku cenowego na stacji benzynowej (oraz drugiego szoku spowodowanego żarłocznością pojazdu - jak to możliwe, że taka mikra kropka wyżłopała więcej paliwa, niż zużyłaby nasza Impala??)

A na koniec idzie się jeszcze pod pomnik upamiętniający zdobycie Eilat przez wojska izraelskie w Wojnie Sześciodniowej.

Jest się niniejszym gotowym do powrotu na północ.

Brak komentarzy: