środa, 4 stycznia 2012

1063. kości bolą...

...po tych wczorajszych sportach. Szłam, biegłam, potem znowu szłam, potem jechałam na rowerze (bardzo marny sposób spalania kalorii), a na koniec wdrapałam się na elliptical i... omal nie spadłam z wyczerpania po ledwo trzech minutach. (Tak przy okazji - wie ktoś, jak się ten elliptical nazywa oficjalnie po polsku?)

W domu potem padłam na pysok i na tym się skończyła przygoda na wczoraj... Mam nadzieję, że się jednak łatwo nie poddam, odbyłam dziś pogawędkę z grafikami i może się trochę podczepię pod nich, tylko że oni chodzą podczas lunchu, co wymagałoby przeorganizowania dnia. W ten sposób utworzylibyśmy grupkę międzykontynentalną - polsko-brytyjsko-tajlandzką :)

Brak komentarzy: