poniedziałek, 19 grudnia 2011

1054. postęp w pracach przedświątecznych

Ta-dam, z radością stwierdzam, że zakończyłam dziś działalność kartkową - ostatnie dwie, lokalne, poszły w pocztę oraz rozdałam pracowe domki. Domkoza zatem również dobiegła końca, przy czym na finiszu, kiedy miałam karteluchy pakować do kopert, okazało się, że coś gdzieś pokręciłam z wymiarami i dach ani rusz to koperty nie wlezie.

Takoż i sklejałam czem prędzej stertę wiekszych kopert, udając, że przecież tak było od samego początku zaplanowane. Przydała się przy tym bibułka z dolarowca, z ładnymi srebrno-niebieskimi zawijaskami.


Z kolei gruba część soboty odbyła się w kuchni, gdzie czyniłam przygotowania do polsko-kościółkowej wigilii wigilii, bo okazało się, że za tydzień większość ma już plany. Niczym Martha Stewart wysmażyłam dwa serniki i trzy sałatki, przygotowałam dekoracje na stół, wykleiłam kartki, zafarbowałam włosy i nauczyłam się grać kolędy :) A ostatnią karteluchę wysmarowałam o siedemnastej, 20 minut przed wyjściem.

Najprzyjemniejszą częścią tej działalności był sernik limonkowy. Pierwszy raz robiłam sernik po amerykańsku i chyba pierwszy raz korzystałam z limonki. Na dno z pokruszonych krakersów (takich miodowatych, graham crackers) wlewało się biały ser, a na to ser podbarwiony lime curd oraz samo curd. Nie ma co udawać, że kolor wziął się z limonki - kapnęłam conieco barwnika spożywczego, jak wskazywał przepis.


A potem jeździ się po tym nakapaniu patykiem do szaszłyka i robi marmurki! Zabawa przednia - i niewykluczone, że teraz zwykłych, białych serników już nie będzie, tylko same wzorkowate :)


Sernik na czarnym dnie z Oreo cookies też się udał, ale nie był aż taką frajdą.


Nadrabiamy dziś właśnie za opisaną powyżej sobotę - bardzo mi się podoba ta geometryczność i oryginalne kolory. Okazuje się, że fajne kartki nie muszą być czerwono-zielono-złote :)


A tutaj pniaczki w kominku z bliska - kartka jest też bardzo miła w dotyku, wydrukowano ją na grubym kartonie bez żadnej blyskotliwości, ponoć w 100% z materiałów recyklingowanych. Przyszła do nas w pracy, zdaje się, że z jakiejś agencji reklamowej.

1 komentarz:

mirosek pisze...

No i przez Ciebie zaczynam dzień od czegoś słodkiego, bo patrząc na ten sernik żołądek zaczął konsumować mi wątrobę !!!
Wygląda bardzo apetycznie :)