czwartek, 1 grudnia 2011
1041. zimowe esy-floresy
Dziś kartka malutka, niecałe 10x14 cm, prościutka, niemal czarno-biała... ale któż nie zadziwia się magicznymi scenkami, usypanymi z białych płatków? A jeśli przez zaspy chlupie się jeszcze jakaś woda...
Intrygowało mnie od zawsze to, co dzieje się na granicy wody w stanie ciekłym i w stanie stałym, czyli śniegopłatkowym. Jakoś sobie wyznaczają, gdzie która sięgnie i takie to wszystko gładko zorganizowane...
Przypomina mi się ostatni dzień w Polsce w zeszłym roku, chyba już zaczynał się grudzień. Po południu siostra ze szwagrem przewlekli mnie przez śnieżyste bezdroża, częściowo właśnie nad rzeczułkami, trochę większymi od tej na zdjęciu. Bardzo to mile wspominam, choć umęczyłam się przy tym wędrowaniu niewąsko :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Jaka puchata pierzyna z tego śniegu! jakoś w tym roku nie tęsknię za białym:-) wystarcza mi takie archiwalne widoczki!
Widoczek urokliwy :) Ja za białym trochę tęsknię ale tylko za początkiem tego białego gdy jeszcze puchate i takie świeże, no i gdy nie za długo trwa ;)
Lubię Twój kartkowy cykl:) A po tym wpisie aż mam ochotę na zimowy spacer...
Prześlij komentarz