Prześcieradło się nam było potardżyło - pięć lat je mieliśmy, albo nawet ciut więcej, bo to prezent ślubny był (aczkolwiek pośrednio, bo dostaliśmy kołdrę, a jedną już mieliśmy, więc poleciałam ją oddać, a w zamian za to zakupiłam pościel, właśnie tą.)
Prześcieradło wyjechało na śmietnik, ale żeby tak całkiem pamięć o nim nie przepadła, zrobiłam z niepotarganego kawałka serduszko z zapachem w środku. Jakiś taki oceaniczny ma być ten zapach, zobaczymy, jak długo wytrzyma.
Drugie dzieło w trakcie to album, a właściwie seria albumów z naszą historią. Sklejanie planuje się na godziny nudy w samolocie. Czasy ekscytacji lataniem już dawno minęły... teraz bardziej mnie to straszy, w sensie "jak ja tyle wytrzymam".
Musiałam sobie zakupić malutkie kleiki, bo oczywiście nie wolno wziąć większego płynu do bagażu podręcznego. Standardowy Tacky Glue ma 4 uncje, do samolotu można mieć buteleczki 3-uncjowe, ale małe kleje są poniżej 1 uncji, niewiele większe, niż szminka.
Mamy więc naciupane kartoników, papierów na tła, zdjęć i papierów do oklejenia okładek. Potrzebne mi są jeszcze bazy na okładki i jakiś karton na pudełko, bo te wszystkie albumiki trzeba jakoś połączyć w całość.
Kolejka czynności do wykonania powoli się zmniejsza, ale jeszcze tyyyyyle zostało... nie lubię zbytnio tych ostatnich dni przed wyjazdem.
Ale żeby wpis się nie kończył przygnębiająco, zapodam, że w piątek zostanie ogłoszone rozdawnictwo z okazji świętowania tysięcznego wpisu :)
3 komentarze:
Rany, ta kostka to naprawdę imponująca się zrobiła! A serducho- nostalgicznie urokliwe. Wybiegłaś w przyszłość tym, jak to się teraz modnie nazywa, projektem:-)
śliczne serducho,a widzę ze podroż samolotem można miło spędzić:)
Ależ fajne serducho - kapitalny sposób na zachowanie wspomnień! "Kupuję" pomysł -= podejrzewam, że masz ich jeszcze więcej, ale to z czasem - pozdrawiam ciepło:)))
Prześlij komentarz