sobota, 6 sierpnia 2011

980. niedzielna zagwózdka, czyli nowe eksponaty w Ponglisz Museum

Proszę bardzo: gejtka się już nie otwiera, a nadmiar pomidorów należy umieścić w dziarach. HA!

Tak na marginesie: miałam kiedyś teorię, że te pongliszowe słowa wciskają się na miejsce mniej oczywistych polskich odpowiedników - na przykład PICZESY, bo starsze pokolenie może nie miało do czynienia z egzotyką w postaci brzoskwini; karłosz i tołowanie samochodu też nie były zjawiskami znanymi przed laty, blotklat, sajarik i siaty to terminologia medyczna, więęęęęc... Moja teoria legła jednak w gruzach, bo jak wieloletnia i zasłużona pani domu może nie wiedzieć, jak po polsku byłby cziskejk, burdykiejk albo dzius, natomiast jej małżonek na pewno gdzieś w mowie lub piśmie napotkał dewoła; o korcie i tykietach też przecież musieli słyszeć w ojczyźnie-polszczyźnie. I co? I nic, nawet najbardziej oczywiste słowa można zagubić.

Ale za to są najcenniejszymi dostarczycielami perełek do mojego muzeum :D

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A co powiesz na dziudziurej?

kasia | szkieuka pisze...

Pojęcia nie mam... ale brzmi ciekawie :)

Anonimowy pisze...

nie bede Cie trzymac w niepewnosci:)
To jest w butelkach a na nalepkach jest napis: ginger ale
pozdrawiam
doska

kasia | szkieuka pisze...

haaa za sto punktów! Właśnie wróciłam z kościółka, całą drogę w te i we wte kombinowałam - że coś z Jew, Jewel (sieć sklepów), jury, ale nic nie pasowało :D Fantazja ludzka nie zna granic.

Mrouh pisze...

Przyznaję z zażenowaniem- nic nie rozumim:-)