Mamy więc poważną - może nawet męską? - kartkę z drzewami i złotymi narożnikami (jakoś mnie strasznie złoto wczoraj kusiło).
Następnie przerzuciłam się na pieczątkę kawową, z gorącymi embossingiem i małym podmalowaniem. (Złoty papier też jest domowej produkcji - cienki karton pomalowany akrylówką, daje taką fajną fakturę, z delikatnymi śladami pędzla.)
Chiński papier prosił się o chińską pieczątkę - ta jest moja ulubiona, jak starożytna pieczęć.
I na koniec miało być hindusko, ale nie wiem, czy do końca wyszło... pomysł z embossingiem na papierze ryżowym na wzorzystym tle, które przeziera ze spodu, jest dość fajny, ale całość jakoś nie bardzo mi się trzyma kupy.
Następnie skończyła mi się wena na te czerwienie, więc wygrzebałam resztki kartonu pomalowanego niegdyś plamiście akwarelami i zrobiłam z nich kwiatysie, z tłem z takiej siateczki, zdaje się, że do bukietów się to stosuje? Też przyjechało z Polski.
I na koniec jeszcze zestaw materiałów różnistych - PRAWDZIWY papier skrapowy od Mrouh (nareszcie spotkał się z nożyczkami, po jakichś trzech kwartałach), gruba nić ze sklepu drugiej szansy, papier czerpany od Pasierbiczki, kwadrat z ochraniacza na kubek Starbucksowy, kwiatyś z zestawu z prezentu. I baza też chyba z jakiegoś spadku.
Maraton zakończyłam o pierwszej... ale mogłam sobie odhaczyć kolejną czynność na przedwyjazdowej liście :)
1 komentarz:
hej, nie widzę Twojego maila.
jesteś moją wymiankową parą w klamerkowej wymiance:) daj znać:)
Prześlij komentarz