piątek, 1 lipca 2011

966. gromadziennik w podróży, czyli przepis na marynowanie wspomnień

Od sobotniego bladego świtu jesteśmy w trasie, zmierzając na południe :)

Jedzie z nami, rzecz jasna, grrrrromadziennik i przydatne przy nim sprzęty. Wymienię tutaj spory zestaw, który bywa obcinany, jeśli coś się nie mieści.

Strony przygotowuję sobie z wyprzedzeniem - mamy strony do pisania, zielnikowe, kieszonkowe oraz koperty zrobione z torebek papierowych, gdzie umieszcza się broszury i inne eksponaty nie pasujące inaczej. Strony bywają pomalowane, pooklejane - w sam raz można wykorzystać ścinki. Przykłady można zobaczyć tu.

W kajecie trzeba czymś pisać, więc jadą oczywiście pisadła. Lubię bardzo kolorowość pisaczków Sharpie, ale niestety przemakają. Dlatego często sklejam strony podwójnie, żeby to zamaskować. Mam też pisaczek czarny nieprzemakający, zwykły długopis, dłogopisy metaliczne oraz małe żelki w oczobipnych kolorach wzmocnionych jeszcze brokatem (bez okularów słonecznych nie podchodź).
Do tego są pisaki grubsze - metaliczne, oraz kredki bambino, na zdjęciu nieobecne. Teraz mam również kredki akwarelowe, które też można włączyć do zestawu, ale nie uważam się za wykwalifikowanego ich użytkownika, więc jeszcze się zobaczy. Przydaje się też stary kumpel ołówek z gumką. I jeszcze jeździ biała kredka.


Fajnie jest mieć też kilka stempelków, ale nie przesadzam, bo rzadko się udaje z nich skorzystać. Zawsze jedzie natomiast pieczątka SERENDIPITY, bo na każdej wyprawie się przydarza :) Myślę też o zabraniu malutkiego alfabetu.


Kolejna grupa to lepiszcza. W idealnym zestawie mamy dwie taśmy chudsze, jedno- i dwustronnie lepną (ups, znów jednej brak na zdjęciu...) Taśma szersza przydaje się do kombinowania dziurkowalnych brzegów folderów, tak jak tu. Klej w tubce z czubkiem - Tacky Glue sprawdza się znakomicie, o zwykłym kleju szkolnym można zapomnieć, bo zapewne eksponaty poodpadają. Wożę też klejowe kropki, przydające się np. przy roślinach.


Gleby i inne sypkie eksponaty, albo też drobne roślinki itp. umieszcza się w małych plastikowych torebeczkach.


Z innych narzędzi mamy jeszcze nożyczki, szpikulec, pęsetę, pędzelek, dziurkacz jednodziurkowy kleszczopodobny, żeby można było na bieżąco, a dowolnie wpinać papierzyska w gromadziennikowe kółka.


Jeżdżą też przydasie - naklejki ze słowami i literami, tagi-gotowce, ale jakoś słabo mi schodzą :)


Pisadła mieszkają w niebiesiej kosmetyczce z Vichy, natomiast pozostałe klamoty w zmyślnej, wielokieszonkowej i wielozamkowej torbce, pozyskanej, o ile pamiętam, jako bonus jakiegoś zamówienia w Yves Rocher:



Dawniej woziłam zieloną skrzyneczkę, ale torbka bardziej mi odpowiada. Skrzyneczka się przekwalifikowała na pojemnik na sztućce podczas wypraw biwakowych.


Uff, to by było na tyle - jest nieco tego wszystkiego, ale za to potem jaka zabawa podczas wyprawy! No i najfajniejsze jest to, że równo z zakończeniem wycieczki ma się gotowy o niej album :)

PS. Zdjęcia z aparatu zamieszczam w gromadzienniku raczej wyjątkowo. Zwykle jest tyle różnych informatorów w zwiedzanych miejscach, że się bez trudu znajdzie ilustracje, a jakoś nie odczuwamy potrzeby mania fotek typu "ja i ważny budynek". Zdjęcia trzyma się w albumach na pikasie.

2 komentarze:

kalanchoe pisze...

super!!! dzięki na ten przepis na gromadziennik. kilka lat temu wzięłam kilka rzeczy i okazały się zupełnie nieprzydatne. W tym roku mi się uda, a Tobie życzę świetnej zabawy na wyprawie, i oczywiście czekam na kolejne notki ;)

druga szesnaście pisze...

a ja właśnie poszukuję mojej idealnej przydasiowej walizeczki podróżnej. chciałoby mi się takiego starocia, ale wszędzie duże są.
bardzo pouczający post. :)