Kwiecień przywitał nas deszczem...
...ale za to jaka zieleń!
W kwestii zieleni - nie zamierzałam już tworzyć więcej kartek wielkanocnych, ale nawinęła się ta kwiecista bibułka, no i się wysklejała taka karteczka oraz dwie podobne:
Wczorajszy lunchtime collage z tego, co pod ręką: jak zwykle, zdjęcia z magazynów, dodatkowe ozdóbki z niebieskiego wnętrza koperty i żółtej, słonecznie żółtej serwetki papierowej, która nie zabrudziła się ani trochę ciastkiem, które na niej dostałam.
A skoro się już góry napatoczyły, to z pewną nieśmiałością, żeby nie zapeszyć... wyjątkowo ładny filmik z parku narodowego Big Bend, który ma być punktem kulminacyjnym nadchodzącej wyprawy. Dzwoniłam dziś "do kanionu", czyli do firmy organizującej spływy kanionem Santa Elena po rzece Rio Grande - woda niska, ale trzeba jeszcze zadzwonić bliżej terminu, może się polepszy. To znaczy pływają tak czy siak, ale chyba ciut krócej.
No i jak pani powiedziała, że lepiej spać na kampingu w górach, bo tam chłodniej, a inaczej będziemy się smażyć - trudno mi sobie to wyobrazić, smażenie się pod koniec kwietnia :) Ale może dociągać i do stówy. Nic dziwnego, że ognisk się nie pali, pewnie wszystko suche jak pieprz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz