Kobietki z Collage Cafe jakiś czas temu zaczęły akcję słownikową. Oczywiście bardzo mnie to kusiło, ale jakoś się nie zebrałam do akcji. Teraz jednak wpadł mi do głowy pomysł utylitarny, z tym, że nie wiem, na ile będzie on "artystyczny". Otóż myślę o sporządzeniu słownika dla wnusi Alusi - Ala zaczyna dźwięczeć pierwszymi słowami, więc stoimy już na progu porozumiewania się :) Słowa trzeba będzie ćwiczyć, żeby polszczyzna jak najlepiej zapisała się jej na małych szarych komórkach, żeby potem się nie popsuła, kiedy przyrzuci się ją angielszczyzną.
Takoż i moje słówka będą proste, rzeczownikowe zapewne - na kartonikach 3x3 cale, czyli 7,5 x 7,5 cm. Zostaną przedziurkowane i spięte kółkiem, co utworzy swego rodzaju książeczkę. Będzie też można kartoniki rozłożyć, wykorzystać do gier, układanek... o ile babci szkieuce starczy zapału na stworzenie większej ich ilości.
I rozumiem, że lawenda nie jest najbardziej podstawowym słowem w dziecięcym słowniku, ale gdzieś trzeba było zacząć, a akurat napatoczyły się w pracy obrazki z lawendami :)
I jeszcze dorzucę (delikatnie, coby się nie potłukły) stertę jajecznych prefabrykatów, nad którymi pracuje się od kilku dni. Jajca są szmatkowo-pasmanteriowe, więc z radością grzebię w pudłach pełnych przydasiów (i, jak zwykle, ubywa ich tycio-tycio, redukcja zasobów minimalna...). Dowiedziałam się przy tym, że na przykład przylepianie błękitnej aksamitki na kleju nie działa - zostają plamki :( Spróbuję przytwierdzić jakieś ząbki albo coś na wierzchu, może się zamaskuje. Bo szkoda mi wyrzucić te dwa jajca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz