Kawiarniane kolażanki zarządziły wykorzystanie koloru, którego się nie lubi albo nie używa. Zaczęłam medytować... i wyszło mi, że chyba ze wszystkimi barwami się przyjaźnię, choć oczywiście mam swoje ulubione i statystycznie na pewno naprodukowałam więcej rzeczy w palecie chłodnej, niż ciepłej. W ciuchach, jak niedawno pisałam, mam całą tęczę... choć tam pewnie trudno byłoby znaleźć rzeczy standardowo czerwone. Pomarańczowe, ceglaste owszem są, ale straży pożarnej nie uświadczy. I popielatego. Do popielatego mam w ciuchach odrazę i bojkotuję go jako nie-kolor.
Skoro jednak na kraftowym stole rezydują właściwie wszystkie odcienie, to postanowiłam poratować się nietypowym zestawem, a mianowicie wiosenno-wielkanocnymi pastelami. A do tego w Sklepie Drugiej Szansy wykopałam ostatnio spod sterty przydasi wielki stempel, którego w pierwszej chwili miałam nie kupować, bo przecież zajęcy w kieckach i kapeluszach nie używam... ale wróciłam do tego koszyka, bo pacnęłam się w czółko, że właśnie do tego wyzwania się nada!
Przedstawiam zatem zestaw pastelowy, z ilustracją zupeeeeełnie nie z mojej bajki.
Natychmiast po ukończeniu powyższej kartki wróciłam jednak do moich ulubionych oczobipnych kolorków, o których więcej jutro :)
2 komentarze:
aż się zdziwiłam jak zobaczyłam kartkę i nazwę twojego bloga w moich podglądaczach blogowych, fajna ta kartka, choć jakby nie Twoja... i Wielkanocą zawiało ...
a wiesz, że to jest myśl!
medytując nad kolorem, którego nie rozumiem szłam w kierunku zieleni, ale pastele...to też zupełnie nie ja. i tym bardziej mnie korci, żeby może poszaleć na słodko-mdląco-króliczkowo-baśniowo.
dzięki za skrzypnięcie przekładek w moim zmęczonym mózgu.
Prześlij komentarz