Wróciliśmy z małej trzydniowej wycieczki do Memphis, przy czym Memphis było ważnym punktem w nszych planach głównie dlatego, że jest tam most na Mississippi, a z mostami w tamtych okolicach bywa rzadko, jak już wspominałam w poprzednim poście. Sunęliśmy na południe głównie wschodnią stroną Wielkiej Rzeki, wracaliśmy głównie zachodnią i później, w Illinois, oczywiście wschodnią.
Podczas wyprawy splatało się kilka wątków: oczywiście Mississippi, wojna secesyjna (zdaje się, że w znacznej części z konfederackiego punktu widzenia), Lewis i Clark (podróżnicy, którym należałoby poświęcić osobną historyjkę), kurhany starożytnych Indian. Dzisiaj jednak słów parę o roślinach, jakie całkiem niespodziewanie stały się jedną z głównych atrakcji.
Bawełny w zasadzie można było się spodziewać, aczkolwiek nie zdawałam sobie sprawy, że sięga aż tak daleko na północ; myśli się raczej o Alabamie czy Luizjanie, a tu - jechaliśmy sobie lokalną drogą, patrzymy, a tu pole z brązowymi krzaczkami, srebrzące się w słońcu. Jak nic - bawełna!
Wyskoczyliśmy z pojazdu celem pomacania i obfotografowania; dawno już chciałam coś takiego zobaczyć i dotknąć, a tu taka niespodzianka. Teraz jeszcze pozostaje jeden stopień bawełnianego wtajemniczenia: są miejsca, gdzie można za drobną opłatą pójść w pole i zbierać puszyste kłaczki, poczuć, jak to było w dawnych czasach (i jak wyglądała praca niewolnika).
Kudzu jest rośliną jeszcze bardziej egzotyczną, tak z nazwy, jak i z pochodzenia. Sprowadzono to pnącze na początku XX wieku z Azji (Chiny, Japonia) jako alternatywne pożywienie dla zwierząt oraz ochronę przed erozją gleby. Aliści okazało się, że kudzu znalazło na południu Stanów doskonałe warunki klimatyczne do namnażania się, a przy tym nie miało żadnego naturalnego wroga. Opanowało więc w ciągu tych stu lat ogromne tereny i walka z nim pochłania mnóstwo pieniędzy. Kudzu wpycha się wszędzie, obrasta drzewa, krzaki, słupy, co tylko. Tak wygląda ściana lasu przykryta kudzowym dywanem:
Jak się człowiek napatrzy na tak inwazyjne zielsko, to wnet by się bał namiot rozstawiać. Wiemy teraz, skąd biorą się filmy i książki o roślinach zjadających ludzi :)
O ryżu dowiedzieliśmy się w tycim muzeum ze skorupkami wykopanymi z indiańskich kurhanów. Muzeum samo w sobie było jeszcze zamknięte, ale niezwykle miły pan z obsługi obdarował mnie stertą materiałów "gdybyście jeszcze kiedyś przyjechali do Arkansas" i kiedy wspomniałam o naszej ekscytacji bawełną, podrzucił wskazówkę, że w okolicy są również pola ryżowe.
Pola ryżowe! Kto by się spodziewał! Kto by pomyślał, że USA jest nawet eksporterem ryżu?? Niedaleko rzeczywiście natknęliśmy się na podmokłe tereny ze zbożem o nietypowym wyglądzie. Oczywiście trzeba było zjechać z drogi w pola, pooglądać, pomacać, wyłuskać, popróbować, czy ziarenko w środku rzeczywiście smakuje, jak należy.
To tyle na dziś. Ciąg dalszy opowieści być może nastąpi :)
2 komentarze:
Rany, faktycznie cały roślinny świat skondensowany macie w tej Ameryce. Własnymi "ręcami" pomacać bawełnę (czy ona miękka taka jest juz w stanie naturalnym, czy dopiero późniejsza obróbka czyni ją tak przyjemną w dotyku?) i ryż to niezła frajda! Ale kudzu i tak mi się podoba najbardziej, co za wściekłe zielsko, oj erozja gleby niestraszna z takim egzotycznym czymsiem. Ciekawe czy chociaż jakieś zwierzaki zasmakowały faktycznie w tym egzotycznym zapewne smaku?... Konie to jedzą czy krowy? :-)
Bawełna jest miękka, jak kłaczki waty, ale każda kulka ma w środku twarde nasionko, które trzeba wyizolować przed dalszym przetwarzaniem w podkoszulek itp. Jeśli zaś chodzi o kudzu, to zwirze ponoć to jedzą - zdaje się, że krowy, ale chyba zielsko rozmnaża się w takim tempie, że krowia branża nie jest w stanie tego przejeść. No i wpycha się w niewygodne miejsca, gdzie zbiory są zupełnie nieekonomiczne. (Z gatunków inwazyjnych spotkaliśmy jeszcze garlic mustard - po polsku czosnaczek pospolity - który też rozlazł się po świecie, oraz Japanese stiltgrass, trawę, której nasiona przywleczono z Chin ze sto lat temu, kiedy ową trawę używano do pakowania porcelany.)
Prześlij komentarz