sobota, 14 sierpnia 2010

806. prrrrrrrezent!

Cynkowy Postanownik dojechał! Dotarł był już wczoraj, ale nam burza zabrała prąd, więc choć post by się dało stworzyć, to fotki raczej by wyszły marne, no i do internetu dostępu nie było, gdyż płynie on do nas przez kolejne pudełko na prąd. (Swoją drogą, to coś ostatnio z tym prądem nie za dobrze: w czwartek zwolniono nas z pracy koło pierwszej, bo w całej okolicy nie było elektryczności, a bez prądu to się wiele nie nadziała, jako że wszyscy siedzą na komputerach. Część biura ma okna, ale dziuple bardziej wewnętrzne pogrążone były w ciemnościach, a po pół godzinie zaczął się robić zaduch ze względu na brak klimy i nieotwieralne okna. A z kolei chyba w środę też nie było prądu u nas na osiedlu. Sądzę, że nieustające upały przegrzewają transformatory i druciki, bo wszyscy jadą na klimie.)

Wracając jednak po tej przydługiej dygresji do paczuszki: to, że się wylosowało notes, nie oznacza, że po otwarciu koperty będzie w niej tylko on. Notes jest w czerwonej torebusi, przewiązanej sznureczkiem, na sznureczku jest metka, a w metce listkowa dziurka. No i jeszcze dodatkowa karteluszka z miłymi słowami. Dziękuję pięknie i z szerokim uśmiechem :)


Można powiedzieć, że Postanownik już niejako działa. Niedługo po wylosowaniu szanownej nagrody zrobiłam sobie listę na kartce A4, niezbyt wielką, może z dziesięć punktów. W pracy takie listy mam na okrągło, ale w domu panuje rozluźnienie w tej kwestii, szczególnie w czasie megaupalnego lata i przemęczenia na zakładzie. W ten sposób powstają stosy, okna zarastają brudem, różne potrzebne czynności przepycha się na następny dzień, potem na następny tydzień - czas spędzając na trzymaniu nosa w necie, oglądaniu TV, czytaniu tego i owego, kraftach oraz czynnościach absolutnie niezbędnych.

Z radością mogę powiedzieć, że nastąpił postęp - w przynajmniej trzech punktach. Pierwszy to uporządkowanie CD. Wstyd się przyznać, ale od kilku lat cedeczka moje mieszkają... w koszu, a kosz w garderobie. Mało je słucham i przypuszczam, że się nawet nie niszczą w ten sposób, no ale... kto trzyma płyty w koszu??
Uporządkowałam je zatem (bo jeszcze mam bardzo krótkowzroczny zwyczaj wtykania płyt do byle której kasetki, wcale nie macierzystej), odkurzyłam i noszę się z zamiarem wywleczenia jutro T do Ikei celem zakupu szafeczki.

Druga rzecz to archiwizacja danych z pracy. Pracowy komp ma kłopoty z nagrywaniem, a pęka już w szwach. Przygotowałam zatem dwadzieścia kilka stert plików do nagrania, przynoszę je po trzy na pendrivie i nagrywam w domu. Dojechałam już do dwudziestej płytki, redakcyjny komputer oddycha pełną piersią, można powiedzieć.

No i trzecia rzecz - właśnie jestem w trakcie jej wykonywania, czyli porządkowanie drugiej połowy sypialnio-biblioteki, łącznie z myciem okna i KTO WIE, może nawet wyrzuceniem czegoś. Książki trzeba odkurzyć, poprzeglądać, co się tam nawpychało. A jak już to będzie zrobione, to biorę się za Tomkową łazienkę. Itd. Dobrze, że po wczorajszej burzy jest w miarę chłodno.

PS. A szóstej rano była dziś tęcza. Nie wiem, co o tym myśleć.

2 komentarze:

Mrouh pisze...

Ależ ekspresowa jesteś z tym wprowadzaniem w czyn!:-) muszę chyba wziąć z Ciebie przykład, bo mój kompik kwiczy z nadmiaru wszystkiego, tu i owdzie należałoby przetrzepać kąty... ni i dlatego, ze lubię to uczucie, kiedy taka zaległość w końcu odhaczona:-) wtedy można z czystym sumieniem zabrać się za crafty:-)

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

:)))
się cieszę ogromnie!!
wiedziałam ,że w dobre rece trafi...no u mnie to by się zmarnował jak nic :D

ciepło pozdrawiam
:***