Z opóźnieniem zrobiłam wreszcie pracową tablicę prezentującą bieżące wyniki finansowe. Tym razem tematyka jest indiańska, gdyż sierpień jest miesiącem kultury indiańskiej (Native Indian Heritage Month, czy coś koło tego). Po lewej mamy pióropusz z piórami wyciętymi z okładek naszych magazynów, a po prawej – dream catcher, czyli łapacz snów. Zdaje się, że dla nas, Polaków, pojęcie dość obce.
Każde pióro to określona ilość $$, podobnie jak każdy sznureczek z koralikami; ponieważ pieniążki wpływają do dwóch głównych działów, to i mamy dwa „grafy”. W oryginalnym pomyśle było trochę fajniejsze wykonanie, nie rysowanie pisakami, ale niestety jestem zatopiona w innych czynnościach pracowych i nie mam czasu na krafty, tym bardziej, że są one bardzo tymczasowe.
A wczorajszą kartke poprawiałam, co mi się rzadko zdarza, bo po południu zaczęły mnie dręczyć niepokoje językowe. I cóż, człowiek od dwudziestu kilku lat uczy się tego angielskiego, słucha uważnie, zwraca uwagę – a i tak wsadzi jeszcze bambulca tu i ówdzie. Nie mówi się mianowicie „Good bye Chicago, welcome New York”, tylko „Good bye Chicago, Hello New York”. Niby treść bardzo podobna, ale jednak po skonsultowaniu się z kumpelką-redaktorką-rodowitą Amerykanką okazało się, że moja intuicja językowa nawaliła. Czy zatem nadal jest intuicją, skoro nawala? Bo intuicja ponoć nie może się mylić? Hm.
1 komentarz:
a, to ja myślałam, ze tak ma być, nauczę się więc razem z Tobą:-)
Pióropusz jaki fajny i jaki cenny:-) w sumie to nie wiem o co chodzi z tym łapaniem snów, ale idea mi sie podoba, w mojej ulubionej bajce bohater łapie sny w słoiki siatką na motyle:-)
Prześlij komentarz