sobota, 24 lipca 2010

795. rozpływamy się

Od kilku dni na wszystkometrze (temperatura, wilgotność, ciśnienie, faza księżyca, wschody i zachody itd.) uparcie siedzi 98% wilgoci w powietrzu. Ponoć nie oznacza to, że powietrze składa się w 98% z wody, tylko że jest tam 98% wody, jaką można upchnąć w powietrzu (coś jak z solą - że w wodzie da się rozpuścić x% soli i ani ciut więcej). Temperatury oscylują gdzieś od 30 to 37 stopni Celsjusza. Ukrop i zaduch nie do wytrzymania, klimatyzacja hula na okrągło i cały budynek brzęczy jak ogromne gniazdo termitów. Tak sobie przynajmniej wyobrażam gniazdo termitów, że słychać je z odległości.

Ostatniej nocy była wielka burza, łomotało dalej i gdzieś tu, tuż obok naszego balkonu. Miałam nadzieję, że ta nieznośna wilgoć sobie gdzieś pójdzie, ale gdzie tam. Wisi dalej. Kot nie wyspał się w ogóle przy tych grzmotach, ja również mało - czytałam sobie "Fikołki na trzepaku" Małgorzaty Kalicińskiej, tej pani od "Rozlewiska". Nie ma w tej książce żadnego punktu kulminacyjnego, ot - zrzut zasobów pamięci z czasów dziecięctwa na papier. Fajnie się jednak czyta, szybciutko (:p), co chwilę myśląc "o, ja też pamiętam takie cukierki" albo "rzeczywiście, tak było". Zadziwiająca sprawa - u nas na południu Polski było tyle rzeczy i zjawisk podobnych do warszawskich, opisanych w tych wspomnieniach. Aż sobie zaczęłam sentymentalnie rozmyślać o fajnych zdarzeniach z własnego dzieciństwa.
W nocy spadło 17 cm wody - w porannych wiadomościach nasze miasteczko wymieniono na pierwszym miejscu pod względem opadów. Chicagoland jest podtopiony, masa ulic zamknięta z powodu zalania. T wybrał się rano na północny wschód, do swojego bosa, ale najpierw wrócił, bo zanim doszedł do auta, chlusnęła akurat fala deszczu; potem wrócił drugi raz, bo ulice już niedaleko nas były nieprzejezdne, a po paru godzinach podjął jeszcze jedną próbę i po trzech godzinach zjawił się, nie dotarłszy do celu; policja zawraca auta i nie idzie znaleźć drogi, żeby się przebić.

Jutro będzie lepiej - taką mamy nadzieję :) Na zdjęciu pomoc drogowa ratuje autko, które znalazło się w jeziorze na okolicznym parkingu i zaniemogło. Wody w końcu trochę opadły, niczym po potopie, i przyjechał holownik.

2 komentarze:

Shane Pollard pisze...

Hello!!

I saw you comment on Carole's blog "Madness and Mess".

I've transalted the first sentence and discovered you are in Poland.

Have you considered having a Google translate gadget on your blog and people like me who can't speak Polish can then translate it?
I've got one on my blog and have visitors from many other countries who translate and leave me comments.

Please come and visit me too!!

Mrouh pisze...

Ha, internacjonalne odwiedziny:-) Masz alternatywę- albo blog dwujęzyczny albo tłumacz googlowy:-)

Nieźle popadało u Was, w zeszłą niedzielę i u nas było podobnie- trzy dni później dowiedziałam się, ze i nam zalało piwnice. Teraz mamy 18 stopni i chmury, ale nikt nie narzeka, tylko łapie oddech przed następną falą upałów zapowiadanych do wtorku. Pozdrówki:-)