środa, 13 stycznia 2010

671. skrap-ewolucja

Na początek ogłoszonko: jutro razem z Mrouh ogłaszamy małą zabawę! Na razie powiem tylko tyle, że będzie to miało związek z papierem, ha!
A teraz do rzeczy...
Kiedy zaczęliśmy z T jeździć na wycieczki mniejsze i większe, miałam niemożebnie ambitne zamiary względem utrwalania wspomnień w albumach. Mniejsze lądowały najpierw w kajecie od Sandry, a potem w albumie zrobionym z książki – część stron wycięłam, część wkleiłam razem z tymi wspomnieniami. Lubię sobie czasem siąść w kątku i zapuścić oko w te notatki, a za parę(naście) lat będzie to jeszcze cenniejsze. Nasze pierwsze wspólne lata... Problem tylko taki, że oszczędzałam chyba na kleju i cokolwiek się te dzieła rozlatują. Albo klej do luftu.



Pierwsza wielka wyprawa na Dziki Zachód znalazła się dość kompletnie w kajecie na sprężynce. Jechał ów kajet z nami i trochę zapisywałam, a trochę dodałam później.
Na tę pierwszą wycieczkę zabrałam też kuferek pełen dóbr wszelakich skrapowych. Ha ha ha – zaśmiał się Tomasz, przecież nie będziesz mieć czasu! No i miał rację, bo na noclegach padaliśmy na nos i nie było prawie wcale czasu na działania kronikarskie. A ja sądziłam, że będzie jak z Reksiem, z którym jechało się tylko trochę, resztę czasu spędzając na siedzeniu w motelach. Nic bardziej mylnego! Przy T program jest napięty do ostatniego szwa. Szwu. Whatever.



Wyprawa do Yellowstone... też w zasadzie jest w albumie, nawet do końca, ale dobrze byłoby dołożyć jeszcze notatki.

Nowy Orlean i Dolinę Śmierci akhem pominęłam i chyba tak już zostanie. Zeszłoroczne wulkany na północnozachodnim wybrzeżu są w pokazywanym już albumiku torebkowym, ale przydałoby się wytworzyć jakąś okładkę.

I tu dojeżdżam wreszcie do najnowszego pomysłu. Przywiązałam się do tych torebek, do szarego papieru i chciałabym kontynuować, ale z usprawnieniem. Otóż wymyśliłam, że zrobię sobie zapas torebkowych stron, tylko w formacie pionowym, spiętym trzema kółkami. Będą miały kieszonki z klapką, dopasowane rozmiarem do standardowych ulotek dostępnych w ciekawych miejscach, a i widokówki też się do nich powinny zmieścić.

Zapas takowych stron pojedzie z nami na wycieczkę i będzie się zapełniał na bieżąco obrazkami, notatkami robionymi choćby przy posiłkach czy na jakichś postojach, a w ekstremalnych przypadkach można będzie nawet dołożyć conieco podczas jazdy samochodem. Na kampingach zwykle jest jakiś stół z ławkami, więc warunki poniekąd są.
Sprzęt zabierze się minimalny – klej, nożyczki, pisadła, malutkie plastikowe torebusie na ewentualne zbiory, oraz kartoniki przycięte tak, żeby wjeżdżały do kieszonek na dodatkowe wlepki czy zapiski. Po powrocie dołoży się zdjęcia i gotowe.
I może nareszcie te piękne przeżycia przestaną mi umykać!

5 komentarzy:

kalanchoe pisze...

świetny pomysł, planowałam coś takiego w trakcie wyjazdu nad morze ale wyszło jak zawsze. Trzymam kciuki za Ciebie, to da mi nadzieję że mi może tez się wreszcie uda :)

kasia | szkieuka pisze...

grunt to wlasnie uproszczenie zagadnienia... za kazdym razem zamiary wlasnie mam wspaniale, ale czasem niewiele z nich wychodzi.
W zeszlym roku na niektorych blogach byly wlasnie prezentowane takie minimalistyczne zapiski, z tego, co sie ma pod reka. Moze mi sie tez uda :)

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

fantastyczne gromadzienniki wspomnień!!!!
powodzenia - imperatyw historyczny miej na uwadze!!!:D

Mrouh pisze...

Wieeelki plan! Ja nawet w domu takiego chyba w yciu nie zrealizuję, jestem krótkodystansowiec:-) Trzymam kciuki!

kasia | szkieuka pisze...

cynko, kreatywna wykorzystywaczko słów - dzięki za gromadziennik! Toż to doskonale oddaje naturę tego pomysłu. Kto wie, może nawet wymaluję to jako tytuł na okładce!

mrouh - właśnie u mnie samo-dyscyplina kuleje, wiecznie zalegam z uwiecznianiem, więc mam nadzieję, że tym sposobem tę moją rozlazłość opanuję :)