wtorek, 5 stycznia 2010

667. luźne portki, czyli szlachetne zdrowie...

Wygląda na to, że całkiem niespodziewanie wczoraj wieczorem włączyło mi się poświąteczne odchudzanie w postaci kłopotów żołądkowych i wszelkich atrakcji, jakie one niosą. Ble. Na nowo doceniam dni, kiedy można jeść normalnie, nie mieć dreszczy, nie dzwonić zębami mimo przykrycia dwiema kołdrami, nie leżeć na podłodze w łazience (choć dywanik jest ładny, niebieski) w oczekiwaniu na następny atak.
Z drugiej strony – spodnie mam wyraźnie luźniejsze... ale nie wiem, czy to się w ogólnym rozrachunku opłaca :)
Dziś jest lepiej, skubię sobie suchą bułę i zapijam herbatą. Ponoć trzeba uzupełniać elektrolity.
I cieszę się też, że jest T i nie musiałam wczoraj sama targać zakupów na górę, ani ich rozpakowywać, bo nie byłabym w stanie. No i jest do kogo poględzić o mizerii, w jakiej się znalazłam.

3 komentarze:

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

zdrówka Kochan, Zdrówka!!!
Colę pij - u nas to nawet w szpitalu przepisują na żołądkówkę :)

ki_ma pisze...

Cynka ma rację - nawet dzieciom przepisuję colę :) trzymaj się , zdrowiej szybko :))

Monika Skrzypek pisze...

Zdrówka!
T cola... i marchewka z ryżem?? Aaaa, jak o tym pomyślę, to sama czuję sie chora!
Trzymaj się cieplutko.