Zaraza chyba już sobie poszła, prawie-że. Uff. Wróciłam więc do dziergania kocyka kwiatkowego – połączyłam jeden kwiatek, ten środkowy, i tak to wygląda od prawej strony...
...a tak od lewej. Właściwie przy robieniu komponentów jest to strona prawa, ale z takimi garbami po łączeniu wygląda raczej na lewą. Życie jest pełne niespodzianek.
I robią się już dalsze sześciokąty:
Spróbuję sobie dziś wypożyczyć coś z biblioteki o szydełkowaniu. Mam nadzieję, że uda mi się tego dokonać przed „burzą zimową”, jaką zapowiadają na od dzisiejszego wieczora do piątku rana. Polega to głównie na wielkich opadach śniegu.
Odkryłam poza tym, że szydełkowe sześciokąty to nader ciekawa sprawa – na przykład na flickrze jest specjalna
grupa fanów.
Taki szal by fajnie było mieć, albo
taki czy
taki. I
tu jest jeszcze fajny wzór. Tylko koniecznie trzeba opanować jakiś sprytniejszy sposób łączenia.
1 komentarz:
Masz cierpliwość, kobieto! Jak zaczynam coś na szydełku kończy się na tym, że lezy tygodniami ledwo tknięte, następnym etapem jest... prucie. I ostatnim. Do kolejnego razu, kiedy coś zaczynam:) Kiedyś mnie kusiły takie kocyki, bo pojedyncze elementy robi się dość szybko, ale ich ilość mnie przeraża i właśnie ich łączenie... Powodzenia, trzymam kciuki, żeby Tobie starczyło wytrwałości:-)
Prześlij komentarz