Podobnie, jak nie lubię ostatniego dnia przed wylotem, tak i pierwsze dni po powrocie nie cieszą się moją sympatią… Usiłuję jak najszybciej przekonać organizm do nowego czasu, żeby mi nie psuł planów na wieczór i nie zasypiał sobie o dziewiętnastej. Wczoraj udało mi się po pracy zrobić zakupy, rozpakować walizki i trochę posprzątać. I dzisiaj udało się dospać do 5:30. Jesteśmy na dobrej drodze :)
Z czasem żołądkowym jest trochę trudniej, ale przynajmniej nie dezorganizuje to życia.
A propos żołądka – eksperymentuję mniej lub bardziej udanie z kakao o smaku pomarańczy. Dolewanie soku to nie najlepszy pomysł, ale wrzucenie plasterka pomarańczy jest nawet dość. Dodałam też nieco olejku pomarańczowego i cynamonu. Można jeszcze ponoć dosypywać nieco kawy rozpuszczalnej.
W sobotę idziemy z Pisklakiem i Pisklakową na koncert kolęd, a wcześniej będzie obiadek. Albo rybka, albo kurczak w parmezanie. Przywiozłam też sobie z Polski rządek przepisów zupnych od Mamy, można by coś wypróbować... na przykład krem z porów, do którego podchodziłam jak do jeża, a okazało się, że to zupa nad zupy.
6 komentarzy:
a może odrobina nalewki pomarańczowej? łatwo się ją robi a pachnie nieziemsko ;)
hm, musze grzebnac w necie, jak to sie robi.
Przywiozlam sobie tez z Polski przepis na skorki pomaranczowe - sie moczy w wodzie i sie smazy z cukrem. Mniamusne sa do sernika przykladowo.
ja robię tak pół litra spirytusu, 1 cała pomarańcza ponabijana 40 ziarnami kawy, 10 łyżek cukru, 300 mil wyciśniętego soku z pomarańczy i skórka cieniutko z nich obrana... Wszystko to dajesz do wielkiego słoja (takiego żeby zmieściła się ta cała pomarańcza), przykrywasz, stawiasz na parapecie okna i czekasz miesiąc... Bardzo aromatyczna ta nalewka, myślę że w sam raz do tej czekolady ;)
to witaj w domu Katarzynko:)))!!!
Fajnie, że już jesteś :-)
dziekuje za mile powitanie :)
Prześlij komentarz