Wczoraj sporą część dnia poświęciłam na tłumaczenie artykułu o Saulu – na angielski. Dym szedł mi z mózgu od myślenia, podobne teksty z angielskiego na polski mogę jechać praktycznie bez słownika i dość szybko. A tu – jak utknę czasem na jakimś zdanku, to sieeedzę i kombinuję zdawałoby się w nieskończoność. Całe szczęście, że tekst jest ładnie napisany po po polsku, bo gdyby mi jeszcze przyszło odcyfrowywać, co autor miał na myśli, to bym się do nowego roku nie wygrzebała.
Powinnam może częściej tłumaczyć w tę stronę, bom zupełnie wyszła z wprawy. Druciki przyzwyczaiły się do przewodzenia słowek tylko w jednym kierunku.
Było też i trochę wycinania i klejenia – mam już całą garść świątecznych bombek. Zawiesiłam je na dżunglu, czyli na sztucznym drzewku w kącie pokoju. Zasypiałam już, a tu brzdęk – dżungiel się wywalił i przy okazji zepchnął z postumenciku doniczkę z prawdziwymi kwiatkami. Nic się na szczęście nie pobiło, tylko gleba się wysypała. Niefajnie jest zmiatać ziemię z włochatej wykładziny w późny niedzielny wieczór.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz