Zmywarka „przyszła” razem z mieszkaniem, ale raczej z niej nie korzystamy. Naczynia z dwóch czy trzech osób myją się szybko, zaś przedmioty wynikające z samego gotowania w miarę możliwości myję na bieżąco. Jakoś nie mogę się przekonać do tego, że zmywarka brzęczy i szumi przez pół godziny czy godzinę, zużywając prąd i wodę (choć jest energooszczędna), męcząc się z tym, co ja machnę w pięć minut.
Dodatkowo nie lubię układać klamotów w tych kratkach, a potem jeszcze trzeba je wyciągać. No i niestety zdarza się, że zmywarka nie domywa tu i ówdzie.
W zmywarce mam zatem składzik szklanych i ceramicznych naczyń do zapiekania, oraz nierozpakowanych słodyczy. Od wczoraj jest tam też przedmiot naprawdę nietypowy. A było to tak...
Wybrałam się spać. Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem na skutek chrr chrr z boku i piiip gdzieś z odległości. Wylazłam i zaczęłam szukać tego pipczenia. Najpierw wyciagnęłam baterię z alarmu przy łazience. Nic to nie pomogło. Postałam chwilę pod alarmem w sypialni – na pewno nie ten, dźwięk dobiega z daleka. Następny alarm – w korytarzyku. Ha, tam od dawna nie ma baterii, też odpada. Potem alarm przy głównych drzwiach. Hm, też nie tu, pisk jest znowu gdzieś dalej. Pewnie to ten alarm na zewnątrz, na korytarzu! Z tym nic nie zrobię.
Drugie podejście do spania. No nie mogę, piiiiip. Poszłam na korytarz, stoję, czekam – zapiszczało, ale to nie tu. Zaglądam wreszcie do Pisklakowego pokoju – zapomniałam, że tam jest jeszcze jedna puszka. TO TEN! Z wielką satysfacją wyszarpnęłam kable i położyłam „głowicę” na stole. Nie będzie mi tu hałasował po nocy. Alarm jednak jest sprytniejszy, niż myślałam: sama puszka luzem też piszczy. Normalnie jakbym z jakimś smokiem siedmiogłowym walczyła.
Wyjęłam baterię. Nie ma siły, teraz już będzie cicho. PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP! T się zbudził, mówi, że pewnie jest tam jakiś kondensator (brawo za użycie takiego trudnego słowa o pierwszej w nocy), trzyma prąd i nawet bez baterii jeszcze popiskuje.
I dlatego alarm jest obecnie w zmywarce, szczelnie zamknięty.
Dla wyjaśnienia: alarm piszczy w ten sposób, bo chce nową baterię. Zaś to, że na stu metrach kwadratowych jest ich pięć, to też nie ja – tak już było, kiedy się wprowadziliśmy.
Uff, długa historia. W nocy wydaje się jeszcze dłuższa. Bez zbędnego ględzenia przedstawiam zatem produkty w kolorach halloweenowych na dzisiejsze wyzwanie w pracy, oraz moją najnowszą cytrusową pieczątkę – zakrętkę od soku pomarańczowego.
9 komentarzy:
świetne te kolorki!!!
i TEN kwiatek - wow!!!
a u nas zakrętki płaskie jak...no nie wiem co...naleśnik może?
aaa, miałam jeszcze napisac, że do mojej zmywarki mam taki sam stosunek... :D
uff, kamien z serca, ze nie tylko ja nie jestem fanka zmywarki. A zakretki u nas tez sa generalnie plaskie, tylko ta sie trafila wyjatkowa, ale teraz to juz bede zwracac uwage.
Nie mam zmywarki, ale to nic, bo alarmu też nie:-) Zakrętka to niezłe znalezisko, wygląda bardzo profesjonalnie!
O, widzę jeden kwiatek z kusudamy :)
wlasnie podpuszczaja mnie na zakladzie, zebym zrobila cala... a to tyyyyle skladania! I chyba trzeba miec cala kupe spinaczy przy sklejaniu.
Jest to wielka pokusa...
Och, Ty... Co za pieczątka!
To mnie nauczy baczniej się przyglądać temu, co wyrzucam :)
i też tak mam ze zmywarką
tak, tak, trzeba patrzec koniecznie, zanim sie cokolwiek wyrzuci :D (oraz miec sporo miejsca na te wszystkie rupiecie, ktore sie uratuje przed smietnikiem.)
Prześlij komentarz