środa, 9 września 2009

588. most, o którym się nie trąbi

O Złotym Moście (który tak naprawdę jest pomarańczowy – international orange – czyli czerwonawy) wie niemal każdy, a o Mackinac Bridge słyszy się raczej niewiele. A tu, wedle Wikipedii, jest to jeden z naj-mostów na świecie, zależy, jaki przyjmie się sposób mierzenia. Może być nawet najdłuższy.

Mackinac stał się w poniedziałek naszym ulubionym mostem: po pierwsze dlatego, że BYŁ, a nie schował się we mgle. Po drugie – jego okolica jest znakomicie oznakowana, a nie zagmatwana, jak w przypadku Złotego, gdzie trzy dość rozumne osoby nie były w stanie znaleźć drogi do wyznaczonego punktu. Po trzecie – Złoty to trochę trupiarnia, bo średnio co dwa tygodnie ktoś tam popełnia samobójstwo i wcale się wszystkich ciał nie wyciąga z wody.

Po największe zaś – Mackinac ma przefajną imprezę. Przyjechaliśmy pod mosta w poniedziałek rano celem obejrzenia latarni i fortu, patrzymy, a na moście ludzi jak mrówków. Zasuwają na południe, zaś na północ jadą stada żółtych szkolnych autobusów. Zapytałam panią w parku, o co się rozchodzi z tym wędrowaniem, i czy to może słynny Dzień Mostu?

Okazało się, że owszem – że oto maszeruje przez ośmiokilometrowy most 50 000 osób, więcej, niż cała populacja mostowych powiatów. Most otwiera się dla pieszych raz w roku, w Labor Day właśnie, i o siódmej rano jako pierwszy idzie gubernator stanu Michigan, potem zaś każdy, kto sobie życzy. Autobusy za drobną opłatą transportują ludność na stronę północną, przy czym robi się korek, bo dwa pasy oddaje się pieszym, a ruch kołowy musi się upchnąć w pozostałe dwa.

Wygląda też na to, że obciachem jest nie iść po moście – zwiedzaliśmy potem pobliski fort Michilimackinac i co kawałek się ktoś pytał, czy już szliśmy. Trzeba było się tłumaczyć, że my z daleka, że nie wiedzieliśmy... i miałam wrażenie, że od razu ziuuuu spada na łeb na szyję nasza wartość w oczach interlokutora :)

Tak prezentował się most o poranku od strony jeziora Huron...

...a tak nieco później od jeziora Michigan. Trochę się jednak zamglił.

Tak jest pod mostem...

..a tak jest na moście, w tłumie.
I jeszcze fotka z niedzielnego wieczoru, pstryknięta od północy. Okazało się, że cztery godziny przed nami przejechał przez most pojazd numer sto pięćdziesiąt milionów. Gdyby nie to, że wałęsaliśmy się właśnie cztery godziny po lesie, to mielibyśmy szansę się załapać :D

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piękny!!!
A to foto we mgle... Cudowne!

kasia | szkieuka pisze...

ach, mosty to niesamowite konstrukcje... chciałoby sie jakąś książkę o mostologii przeczytać.
Za cenny komplement dziękuję, cieszę się, że most dostarczył pozytywne wrażenia estetyczne.