piątek, 28 sierpnia 2009

581. o stole, lawendzie i chomikach

Kolejne dwie torebeczki... teraz będzie ich chyba cała seria, tylko może szablon zmienię na jakiś inny kształt. Najpierw wycinam sobie mientki szablon z papieru, dopasowuję do karteczek, potem wedle niego robię szablon z kartonu. I zum zum, można sprawnie wycinać kształty.

Za torebeczkami jest sterta przedstawiająca album z wycieczki – ta, którą mam następnie przyszywać do płótna. A jeszcze bardziej z tyłu – obraz z polami lawendowymi. Uwielbiam go mieć w zasięgu wzroku. (Wiem, wiem, zdjęcie strasznie bylejakie, robione w biegu.)

W pracy walczę z emailem, a konkretnie z jego ilością. Oglądałam niedawno w telewizji program „Hoarders” czyli chomiki, delikatnie się wyrażając, a chodzi o ludzi, którzy nałogowo zwłóczą do domu przedmioty. Jedna pani ciągle kupowała różności w sklepach drugiej szansy, do tego stopnia, że mąż się z nią rozwodzi, dzieci się powyprowadzały, bo nie da się żyć. Cały dom i podwórko zawalone niemal po sufit rupieciami, tylko tu i ówdzie ścieżki do przemieszczania się. Drugim bohaterem był gość wynajmujący kawalerkę, którą mniej więcej po kolana zasypał głównie śmieciami – opakowaniami, plastikiem, papierzyskami, starymi ciuchami. Po kątach też oczywiście były sterty wszystkiego.

Nad obojgiem zawisł topór – nad facetem eksmisja, a babka ma sprzedać dom i dochód ma być podczas rozwodu podzielony na pół. Zaczęli im pomagać psychologowie; w przypadku faceta, pani psycholog zakasała rękawy, nawdziała rękawice i w jego obecności zabrała się za wywalanie. Najpierw sortowali, oglądali – ale potem on sam się znudził i razem z nią ładował łopatami do kubłów. Łopatami!

Cieszył się potem bardzo, że oto zaczął nowe życie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył, miał w pokoju łóżko, biurko i krzesło.

Pani natomiast chciała wszystko sama, choć w towarzystwie psycholożki. Po pierwszym dniu, choć wyrzuciła pół ciężarówki, praktycznie nic nie ubyło. Nie pozwalała sobie jednak pomagać. Płakała, męczyła się, rzucała czasem tymi gratami... bardzo smutne. Po miesiącu sprzątania się poddała, po prostu się wyniosła, zostawiła dom za sobą razem z tym całym badziewiem. Bardzo to smutne było.

W przypadku walki z emailem jestem chyba podobna do tej pani... postanowiłam sobie jednak, że codziennie przez godzinę będę wyrzucać. Kłopot polega na niesamowitych ilościach – kiedyś po tygodniu nieobecności miałam ponad 1000 nowych wiadomości. Tak, tysiąc! Nie klepnęło mi się za dużo zer! I często są to „ciężkie” emaile, bo przychodzą pliki z reklamami, jeden mail może nawet mieć kilkanaście mega.

Na razie udało mi się uporządkować to, co składuję w archiwach na serwerze. Teraz pomalutku wywalam z folderów „Inbox” i „Sent”. Robię postępy...

3 komentarze:

SweetCandyDreams pisze...

oj, powazny problem z tymi emailami. Ja co miesiac wywalam wszytsko, choc musze przyznac ze iektore zostawiam.
Torebeczki sa urocze, zakochalam sie w nich

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

cudne torebki :-))

kasia | szkieuka pisze...

Sweet: niestety, nie moge usuwac maili hurtem co miesiac, bo spora czesc mam przechowywac przez rok... a tu ich przybywa...

Cynka: bede pisac maila, zgadnij dlaczego :D