sobota, 18 lipca 2009

550. z lotniska w san jose

Wracamy juz - pelni wrazen, nawet przepelnieni. Czekamy w tej chwili na samolot do Phoenix, potem przesiadka i ziuuu do Chicago.

Dzisiaj dosc nieoczekiwanie San Francisco zapewnilo nam spora ilosc rozrywek, nadrabiajac w ten sposob za niemozliwie zimny wiatr wczoraj, oraz fakt, ze Mostu nie bylo widac ani ciut ciut. Z rana zaparkowalismy na Fishermen's Wharf, czyli w dzielnicy turystycznej. Wsiedlismy w kablowy tramwaj, ktory zgrzypiac niemozliwie i ogolnie poruszajac sie w sposob wysoce nieregularny dowiozl nas w okolice Chinatown. Piekna sprawa z tym pojazdem - wspina sie na te niemozebne wzgorza San Fran - i nie spada :)

A mnie zdawalo sie, ze w ogole spadniemy samochodem, jadac na slynna Lombard Street, najkretsza droge swiata. Mam wrazenie, ze gdyby ulice byly o jeden maly stopien stromsze, (ale slowo :D), to auta kopyrtalyby sie do tylu przez bagaznik.

Chinatown bylo fajne, o wiele bardziej rozbudowane architektonicznie, niz w Chicagowie. Na koniec jeszcze male serendipity - na Fishermen's Wharf zacumowano kilka statkow, ktore dzis mozna bylo zwiedzac za darmo.

Zas kilka poprzednich dni obracalo sie wokol wulkanow i skutkow ich dzialalnosci: roznych rodzajow stozkow, lawy takiej i siakiej, smrodliwych fumaroli, wysokich szczytow... Zdjec mamy mnostwo, zadziwien jeszcze wiecej. Bedzie co opowiadac :)

Chcialoby sie jakis maly albumik z tego wytworzyc, zatrzymac te wspomnienia. Moze podczas nadchodzacego wolnego tygodnia. Mam juz nawet pomysla.

2 komentarze:

rudlis pisze...

Owszem, zazdroszczę Ci całej tej wyprawy, ale San Francisco to chyba najbardziej ;P
Mam nadzieję, że uraczysz nas fotkami z podróży :)))

kasia | szkieuka pisze...

fotek zapewne bedzie az za duzo :D