wtorek, 14 lipca 2009

549. prawie ze oregon

Blady swit, miasto Vancouver (ale nie to kanadyjskie, tylko kolo Portland.)
Wczorajsza pogoda conieco nas rozczarowala: zajechalismy pod Mt Rainier, a tu mgla, ze mgla. O zobaczeniu cocby kawalatka szczytu nie bylo mowy. Zamiast pojsc na nieco dluzszy szlak, zwiedzilismy tylko krociutki, ale za to ze sniegiem, kwiatkami i wodospadem.

Potem zasuwalismy niezwykle kretymi drogami do gory sw. Heleny, na polnocnowschodni punkt Windy Ridge. Wiuuuuuu! Gwizdzilo tam niesamowicie, znakomite miejsce do zbudowania elektrowni wiatrowej :)
Niestety, Helenka tez nie pokazala sie w calosci, ale z tego, co sie pokazala, widac bylo, jaka to olbrzymia gora!

Moje osobiste zaskoczenia z wczoraj: po pierwsze - ilosc kolorowego kwiecia, czasem tuz obok sniegu. Wielka rzeka kamulcow z mala nitka rzeki - ponoc w porze topnienia sniegow grzeje tam wielkie mnostwo wody i rwie z korzeniami wszystko, co stoi na drodze.
A przy Helenie - niesamowite jest zobaczenie na wlasne oczy ogromu terenu, na jakim jeszcze widac skutki wybuchu z 1980 roku. Z zielonego lasu wyjezdza sie w las stojacych, zbielalych pni, potem jest strefa pni lezacyc, a potem... nie ma niczego, tylko male roslinki tu i owdzie na zboczach pokrytych pumeksem.
Aha, i jeszcze jezioro, w ktorym plywa las - ogromna ilosc pniakow wlasnie z tej eksplozji, kiedy to las wpadl do wody i tak juz zostalo.

Dzis suniemy przelomem rzeki Kolumbii do wodospadow Multnomah i Oneonta. Zobaczymy jeszcze, jak jest z pogoda - albo wchodzimy na szczyt Multnomah, albo wedrujemy po wodzie do Oneonta. Potem tama Bonneville na Kolumbii, potem na poludnie w strone Mt Hood, po drodze zas mam nadzieje na maly przystanek na farmie lawendy. Wlasnie chyba jest okres wielkiego kwitniecia, wyczytalam, ze w weekendy odbywaja sie w okolicy lawendowe festyny :)

Brak komentarzy: