Chicago jest trochę oszałamiające, kiedy po wyjściu z pociągu wdepuje się od razu między wieżowce. Przeszliśmy koło Sears Tower i później „kanionem” prościutko pod Art Institute. Tłumy były olbrzymie, co z jednej strony przeszkadza, ale z drugiej – miło jest widzieć, że naród pcha się do oglądania Sztuki.
Tradycyjnie zachwycałam się Monetem, Szwagier zaś Renoirem, El Greco i Cranachem. Nie wiem, czy nigdy wczesniej nie zauważyłam, czy może coś się pozmieniało, ale uradowały mnie też eksponaty nie-obrazowe rozsiane po salach z malarstwem, a przede wszystkim porcelana. Takoż i w albumie są zdjęcia głównie porcelanowe; tutaj wrzucę tylko kilka ulubionych.
W jednej z gablot były małe puzderka z płyteczkami – wygląda to na jakąś grę może? Wszystko malowane, z mnóstwem szczególików.

3 komentarze:
a ja uwielbiam wpadac do miasta - filadelfii - z mojej prowincji. to tylko 20 minut samochodem lub kolejka podmiejska do centrum.
milego weekendu.
pozdrowienia magda
Pamiętam, jak po wyjściu z dworca na ulicę zadarłam głowę do góry, żeby dostrzec granicę między wieżowcem a niebem
R.P.
,
Prześlij komentarz