piątek, 26 czerwca 2009

541. fajansiki i malunki

Wybraliśmy się wczoraj pociagiem do Miasta. Pociąg się niestety nie popisał, zrobił pół godziny opóźnienia, aż wstyd. Na szczęście był miły chłodek we wnętrzu, czasem nawet nazbyt chłodny.

Chicago jest trochę oszałamiające, kiedy po wyjściu z pociągu wdepuje się od razu między wieżowce. Przeszliśmy koło Sears Tower i później „kanionem” prościutko pod Art Institute. Tłumy były olbrzymie, co z jednej strony przeszkadza, ale z drugiej – miło jest widzieć, że naród pcha się do oglądania Sztuki.

Tradycyjnie zachwycałam się Monetem, Szwagier zaś Renoirem, El Greco i Cranachem. Nie wiem, czy nigdy wczesniej nie zauważyłam, czy może coś się pozmieniało, ale uradowały mnie też eksponaty nie-obrazowe rozsiane po salach z malarstwem, a przede wszystkim porcelana. Takoż i w albumie są zdjęcia głównie porcelanowe; tutaj wrzucę tylko kilka ulubionych.

W jednej z gablot były małe puzderka z płyteczkami – wygląda to na jakąś grę może? Wszystko malowane, z mnóstwem szczególików.

Tu mamy ptaszory z wielkiej wazy – zwykle ptasie dyzajny mnie nie ruszają, ale kiedy się przyjrzałam z bliska, na te wszystkie tycie kreseczki, to trudno było się nie zachwycić.

Kolejny fajny eksponat – ciekawe lustro. Trochę może zaskakuje zestawieniem materiałów i wzorów; niestety, zdjęcie nie wyszło najlepiej, bo światło marne, a z lampy nie wolno korzystać.

Na koniec – SZAFA. Tyle powiem, bez żadnych dalszych komentarzy, bo jeszcze mi się gotowa przyśnić :D.

3 komentarze:

magda pisze...

a ja uwielbiam wpadac do miasta - filadelfii - z mojej prowincji. to tylko 20 minut samochodem lub kolejka podmiejska do centrum.
milego weekendu.
pozdrowienia magda

Anonimowy pisze...

Pamiętam, jak po wyjściu z dworca na ulicę zadarłam głowę do góry, żeby dostrzec granicę między wieżowcem a niebem
R.P.

kasia | szkieuka pisze...

,