wtorek, 9 czerwca 2009

522. Malowanie na malinowo, czyli kolorowa demokracja

Rozpędziłam się wczoraj pod wieczór do malowania reszty korytarzyka; musiałam czekać na powrót chłopaków, bo złamał mi się pędzel, a zapasowy był w garażu, do którego otwieraki były akurat w Tomkowym aucie i Pisklakowym plecaku. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu panowie zaczęli jednak protestować i przekonywać mnie, że fajnie jest tak, jak jest – takie popaćkane, a nie pomalowane na równy, gładki kolor. Zgroza!
Co gorsza, koniecznie chcieli drugą ścianę też zostawić w obecnym stanie. Obecnie jest tam wielki napis RASPBERRY, który napaćkałam w przekonaniu, że się go zamaluje. T i P chcą przyczepić ołówek, żeby każdy mógł dopisywać czy dorysowywać różne rzeczy wedle uznania.
Tak, że mamy w domu ścianę z graffiti. Domalowałam na niej moje ulubione hasło „bloom where you are planted”, kota oraz krasnoludka. T z kolei tutaj się dopatrzył nieścisłości, że niby mój krasnal jest... młody. Trudno wszystkim dogodzic :D
Oto nasze ściany, jeszcze przed tymi dodatkowymi szczegółami.


A tu jeszcze kilka drobiazgów z ostatnich produkcji – dodatki do kawowo-herbacianego albumu-pamiętnika dla Tenese, kocyk dla zwierząt i – dzięki ci, blogosfero, za natchnienie – pierwsze próby szmatkowych kwiatysiów z koralikami.

2 komentarze:

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

kolorowo się dzieje - na wszuystkich frontach jak widzę ;-DD

kasia | szkieuka pisze...

owszem, owszem... niektorzy mogliby powiedziec, ze nawet nazbyt kolorowo :D