Zdaje się, że wpadłam w istny ciąg sprzątaniowy. Niektórzy może doświadczają tego około Wielkiej Nocy, a ja wtedy robiłam sterty kraftów, to się i zapóźniłam. Przedwczoraj zakończyłam garderobę ciuchową, wczoraj odpucowałam garderobę obuwniczo-torebkowo-kurtkową. Dwie pary butków wyjechały na śmietnik... zdaje mi się, że powinno ich w tym kierunku powędrować nieco więcej, ale strasznie mi trudno rozstawać się z niektórymi przedmiotami.
Posprzątałam też w pralni. Może trochę dziwnie to brzmi, że w mieszkaniu są takie pomieszczenia - garderoby, pralnie... ale jest to wspaniały wynalazek! Ile tam można upchnąć! :) Pralka, suszarka, odkurzacz, drabinka, robocze ciuchy Panów Mężczyzn, żelazko, proszki, płyny, deska do prasowania, skrzynia na brudne ciuchy - wszystko to, z czym bywa kłopot.
A, i jeszcze wygrzebałam z przepastnych pudeł szmatki na nowe poszewki poduszkowe - na krzesełko w kuchni i do zielonego pokoju. Będzie się szyło.
Kontynuując zaś wątek fotograficzny przedstawiam dwa eksponaty z małego korytarzyka, który zamierzam malować: fascynowaliśmy się kiedyś z siostrzeńcem Mikołajem kamieniami i minerałami; jeździliśmy na giełdy, skupowaliśmy, robiło się wystawki, czytało się książki... teraz przenieśliśmy się w inne obszary zainteresowań, ale kamyczki zostały. Oraz plakat z giełdy w Sosnowcu... aż się zadziwiłam, że to tak dawno temu było!
1 komentarz:
.
Prześlij komentarz