Przedwczoraj stuknęły nam trzy lata wspólnego żywota :) Małżonek na tę okoliczność obdarował mnię bukietem piwonii, które dopiero dziś się otwarły, ale za to z trzaskiem, można powiedzieć:
Dostrzegłam to, przygotowując o świcie małą kiszonkę do farbowania elemencików w kawie i herbacie (pod kątem kawowo-herbacianego pamiętnika dla Tenese.)
Niniejszym zaczynam wycieczkę po eksponatach u nas w domciu. W sypialni nad wielkim łożem wisi taki oto olejny malunek - przybył z T, kiedy się wprowadzał:
Ściany w sypialni są chłodnobłękitne. Na karniszach są motyle końcówki, pozostałość po poprzedniej właścicielce. (Druga okienna pozostałość - żaluzje z wąskich metalowych pasków - wyjechała szybko na śmietnik.)
Koło tej sypialni jest mniejsza łazienka, korzystają z niej głównie chłopaki. Trudno się w niej robi zdjęcia, bo nie ma okna - kolor ścian jest w każdym razie inspirowany Utah i Arizoną, coś jak tu. Przy lampie mieszkają dwa kokkopelli zakupione w 2007 w Nogales w Meksyku, kiedy sobie z Rutką wlazłyśmy na chwilę za granicę, przy czym stanie w kolejce do powrotu było dłuższe od samego pobytu :)
T przywiózł sobie wtedy pozwolenie na pracę zamiast zielonej karty i musiał zostać po stronie amerykańskiej. Obserwował za to, jak co kilkanaście minut podjeżdża furgonetka z Meksykanami wyzbieranymi przy granicy przez ochronę i siup, zwraca ich do macierzystego kraju.
1 komentarz:
.
Prześlij komentarz