środa, 11 lutego 2009

428. różowiutko

Pogoda nader przygnębiająca... mgła i mżawka, ale lepsze to, niż zwały śniegu. A u mnie różowości, czyli kolor najmniej chyba używany na codzień. Z okazji walentynek odbyła się jednak produkcja różowych serduszek; większość powstała z masy solnej, a dwa ostatnie – z filcu. Nie chodzi jednak o ufilcowanie igłą z pasemek kłaczków, tylko o uszycie z filcowych szmatek :)
Teraz można już myśleć o kraftach wielkanocnych. Tej zielonej farby mam jeszcze całe mnóstwo.





Na dobranoc czytam sobie... romans historyczny. Coraz szybciej go czytam, prawie że przeskakując linijki, popędzając akcję. Coś mi się wydaje, że romanse tego rodzaju nie są moim ulubionym typem lektury... nawet, jeśli są sukienkowe. Film zapewne obejrzałabym chętnie, podobnie jak powtarzane dość często na jednym z tut. kanałów Dumy i uprzedzenia (piszę w liczbie mnogiej, bo są dwie wersje), Emmy itd. Odkryłam też, że telewizja publiczna pokazuje Herculesa Poirot – mniam! Właśnie sobie wczoraj oglądnęłam odcineczek.
A na koniec – w prysznicu przypomniały mi się dziś ruskie piosenki, jakich uczyliśmy się w szkole. Przed odwiezieniem Pisqlaka na uczelnię wpadłam na chwilę do Tubki... a tam tyyyyle wersji rozmaitych! Zaczniemy od totalnego hardkoru – Dia de la Victoria, z hiszpańskimi napisami :D. Pan z Przedziałkiem rządzi. I wszystko jest, chór dziecięcy, orkiestra, żołnierze...


2 komentarze:

Rybiooka pisze...

Witaj, kocie serca są powalające !!!

nie bardziej niż orkiestra :D
Pozdrawiam, wiosna przyjdzie ;D

Natalia pisze...

Śliczne serduchaaa:0)