Obiecuję sobie, że dzisiaj wieczorem już NA PEWNO znajdę czas i moc na kraftowanko. Jakoś ostatnio „mi schodzi”.
Nie żebym się całkiem obijała – wyprałam przykładowo stertę prania ręcznego, co dla mnie jest dużym wydarzeniem; idzie zima i swetry w większości właśnie wędrują do miednicy, a nie do pralki, a potem na drewniany stojak-suszarkę.
Pracuję nad tłumaczeniem bardzo ciekawego tekstu o tym, jak nasze wyznanie dotarło do Polski. Słucham sobie mp3 po polsku i spisuję po angielsku – kapitalne ćwiczenie dla rozumu, który z wiekiem conieco jakby zwalnia. Poza tym odkryłam, że w Windows Player można sobie plik spowolnić i to bardzo pomaga w takiej pracy, o ile ucho przywyknie do trochę dziwnego tonu głosu.
Mowa trwa godzinę, a jestem mniej więcej w połowie. Potem trzeba będzie jeszcze raz przesłuchać, sprawdzić i wyszlifować. Odczekać parę dni, jeszcze raz przeczytać i ewentualnie poprawić. Oczywiście będzie to jeszcze sprawdzone przez "native'a".
Tekst powstał kilkadziesiąt lat temu i autorem jest chyba ktoś, kto od wielu lat nie mieszkał w Polsce, więc napotykam pewne akhem idiosynkracje, których nie da się przetłumaczyć, bo... nic nie znaczą, takie jakieś dziwne zbitki słów, które miały chyba ukwiecić przemówienie. Nie narzekam jednak, a raczej z uśmiechem wczuwam się w atmosferę.
Wniosek o tym, że mówca spędził długie lata w Stanach opieram zaś na tym, że struktura zdań jest w większości zbliżona do angielskiej, więc można praktycznie jechać słowo po słowie, jak się słyszy w spowolnionym pliku :).
Z dzieciakami przegryzamy się przez liczebniki porządkowe – pojawił się nowy wierszyk:
Jeden, dwa, trzy, cztery,
Idą słonie i pantery.
Pięć, sześć, siedem, osiem,
idzie królik i dwa łosie.
Dziewięć, dziesięć, dwa goryle,
pająk, lew i krokodyle.
Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty,
Ja gram w piłkę, ty grasz w karty.
Piąty, szósty, siódmy, ósmy,
Ja jem zupę, ty jesz kluski.
Dziewiąty, dziesiąty, jedenasty, dwunasty -
Nic nie robisz? Wyrwij chwasty.
Trochę absurdalny ten tekst, ale nie jest łatwo tworzyć poezyje, mając do dyspozycji bardzo ograniczony zasób słownictwa, a tu nowe wyrazy to tylko łosie, kluski i wyrywanie chwastów.
Najmłodsza, pięcioletnia uczennica jedzie w listopadzie z tatą do Polski. Wczoraj wyszło na to, że następny najmłodszy, adehadowiec, który ma w rozumie kilkaset polskich słówek, chętnie z nią poćwiczy... nawet wczoraj była mała próbka i mówię wam, kapitalnie to wygląda, jak ośmiolatek uczy pięciolatkę. Zobaczymy, jak to pójdzie – mam nadzieję, że nie jest to przysłowiowy słomiany zapał.
Na koniec jeszcze kilka kraftowych drobiazgów: nowe sukieneczki i kartka urodzinowa dla koleżanki z pracy. (Wiem, wiem, zielona sukienka już była, ale wszystkie trzy razem fajnie wyglądają.)
2 komentarze:
Twoje sukieneczki są śliczne :) Szablon do sukienek sama narysowałaś? Podziwiam!
szablon najpierw wycielam z papieru ksero zlozonego na pol, zeby byl symetryczny - w trzech kopiach. Jedna zostala tak, jak byla, duga przycielam tak, zeby byl przod sukienki, trzecia - zeby byl tyl (bo tyly tez sa :)
Potem kazdy element obrysowalam na kartonie i wycielam, zeby miec latwiejsze formy, bo od cienkiego papieru sie trudno odrysowuje.
Hm, to ja moze obrysuje te ksztalty na kartce, zeskanuje i umieszcze... gdyby przypadkiem ktos chcial skorzystac :)
Prześlij komentarz