Wchodzimy na stronę takiej przykładowo Gazety Wyborczej, albo interii, albo msn. I co widzimy? REKLAMY, mnóstwo reklam. Ktoś je musi w biurze danej organizacji sprzedać, ktoś kupuje, a potem trzeba zapłacić. Żeby zapłacić, potrzebna jest faktura, a zatem dane muszą być wklepane do jakiegoś systemu. Dodatkowo jakoś trzeba mieć listę tych wszystkich stron, pod-stron, pozycji, wielkości... spece od strony muszą wiedzieć, co kiedy na której pozycji ma się znaleźć i jak długo tam tkwić, a sprzedawcy - które pozycje są aktualnie zajęte, a co jeszcze można sprzedać.
Dzisiaj odpaliliśmy nową stronę jednego z naszych magazynów. Pięęękna jest, czysta, crisp – można powiedzieć, jak dzisiejszy orzeźwiający poranek z niebieskim niebem, chłodnym powietrzem i pierwszymi oznakami żółknięcia listków na drzewach. Nie czas jednak na rozpoetyzowaną analizę otoczenia, bo oto czeka na mnie stworzenie nowego cennika w naszej zakładowej bazie danych. Mamy nieco ponad czterysta (!) dostępnych pozycji, każdą z nich można sprzedawać na rozmaite okresy czasu – od jednego do dwudziestu czterech miesięcy, czyli każda pozycja ma dwadzieścia cztery ceny. (Nie wszystkie są różne – 1-5 miesięcy to jednakowa cena na miesiąc, potem 6-11 i 12-24). Czyli muszę wklepać 400 pozycji x24 kwoty. Czy ja chcę wiedzieć, jaki jest wynik tego mnożenia?
Wykonałam do wczoraj wszystkie działania wstępne, tzn. utworzyłam nazwy podstron, pozycje, kształty i rozmiary. Dzisiaj, właśnie teraz, zaczynam cennik jako taki. Nawet mam już pierwsze 24 kwoty za sobą, o jakże się cieszę – jeszcze tylko około dziewięć tysięcy pięćset siedemdziesiąt sześć :D Naniosłam do pracy cedeczek (jako chyba jedyna osoba nie mam jeszcze grajownika do mp3, ale to się powinno wkrótce zmienić, teraz np. leci Nana Mouskouri, rozmaite melodie w różnych stylach, od „Bridge over Troubled Waters”, poprzez „Amazing Grace”, „Morning Has Broken”, „Plaisir d’amour” aż do Habanery. Baaardzo ładnie. I dla podkolorowania nastroju – trzy nowe znaczkowe ateciaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz